Schyłek lat 20. XIX stulecia kojarzymy wyłącznie z łamaniem przez carat konstytucji Królestwa Polskiego oraz konspiracją przed powstaniem listopadowym. O ówczesnej wojnie Rosji z Turcją wiemy przede wszystkim stąd, że armia Paskiewicza, utytułowanego bądź co bądź Erywańskim, napadła na nas idąc z Kaukazu. Ale kto pamięta o flocie rosyjskiej najeżonej setkami dział, która u boku Anglików i Francuzów zniszczyła okręty tureckie pod Navarino?
Który spośród dzisiejszych maturzystów polskich w ogóle słyszał o tej bitwie? Który potrafi skojarzyć nazwiska – dajmy na to – Byrona i Codringtona? Który powiąże krwawą jatkę w zatoce z ostatecznym upadkiem wielkości Turcji ma Morzu Śródziemnym oraz w efekcie z rosyjską dominacją czarnomorską? Historia ma to do siebie, że daje skąpe pojęcie o przeszłości, jeśli poprzestaniemy na spenetrowaniu jakiegoś jej wycinka bez powiązania z wydarzeniami pozornie odległymi, a w rzeczywistości mającymi istotne znaczenie dla przemian na całych kontynentach. W swoim czasie ze zdumieniem i niepokojem odkryłem, że moją córkę uczą w liceum o wielkich odkryciach geograficznych bez najmniejszej choćby informacji o wcześniejszym upadku Konstantynopola. Po co Portugalczycy i Hiszpanie wyruszali na bezkresne, nieznane wody w poszukiwaniu drogi do Indii, nie sposób było przy tym wyjaśnić.
W naszym nauczaniu historii dominuje jakby przedziwny wodowstręt. O morskiej bitwie pod Lepanto (1571), która nareszcie powstrzymała turecką ekspansję w śródziemnomorskim basenie, rzadko się uczniom wspomina. Tamten czas bardziej kojarzymy z duchem Barbary Radziwiłłówny, którego kazał przywoływać stęskniony Zygmunt August. Rok 1588 zapisał się u nas bitwą z księciem Maksymilianem pod Byczyną. Rzadko się wspomina, że tego samego roku inny Habsburg – Filip II, król Hiszpanii – stracił wraz z Wielką Armadą szanse na zawładnięcie Anglią. Z tamtej to epoki pochodzi sarmacki poemat Sebastiana Fabiana Klonowica „Flis”:
(...) Gdy człowiek wejrzy w to rozumnym okiem,
Strach i pomyśleć o morzu głębokiem.