Nadzieja w młodzieży

Co to znaczy być Żydem i Polakiem - opowiada Shlomo Wolkowicz

Publikacja: 20.10.2008 07:33

Shlomo Wolkowicz z wizytą w redakcji „Rzeczpospolitej

Shlomo Wolkowicz z wizytą w redakcji „Rzeczpospolitej

Foto: EAST NEWS

Na spotkaniach z młodymi ludźmi mówię, że w równym stopniu czuję się polskim Żydem i żydowskim Polakiem. Przyjmują mnie tak życzliwie, że mam wrażenie powrotu do szkolnej ławki we Lwowie. Dzieciństwo wspominam miło, choć zdarzały się incydenty. Nie chodzi mi o antysemityzm endeków i skrajnych ugrupowań. Bardziej nas, Żydów, bolały zaczepki kolegów z klasy, a niekiedy i bójki. Cenę moich żydowskich korzeni naprawdę poznałem podczas wojny. Od chwili… własnej śmierci.

Po wybuchu wojny, wędrując na wschód, dotarłem do Złoczowa. Nagle wkroczyli tam Niemcy i urządzili rzeź. Złapanych Żydów, w tym mnie, spędzili nad olbrzymią jamę wykopaną pod złoczowskim zamkiem i rozstrzelali. Ocknąłem się unurzany we krwi, ranny, przykryty trupami.

Nocą wydostałem się spod nich. Uciekłem. Złapała mnie ukraińska milicja. Skatowali mnie i wrzucili do piwnicy. W miejscu zaczepu kłódki wyciąłem scyzorykiem kawałek drzwi. Znów uciekłem. Miałem podczas wojny to szczęście, że ratowałem się na sekundy przed pewną śmiercią.

Trafiłem do obozu pracy, skąd nie było trudno uciec. Tylko dokąd? Największym problemem Żydów podczas wojny była logistyka. Polacy z AK mieli schronienie w prawie każdym domu. Mogli przenocować, zjeść, ubrać się. Ja nie. Kiedyś głodny błąkałem się po lesie. W pierwszym wiejskim obejściu skoczył na mnie olbrzymi wilczur, na szczęście na łańcuchu. Upadłem. Z domu wyszła kobieta. Na prośbę o kromkę chleba oświadczyła, żebym zniknął, bo spuści psa.

W ostatnim roku wojny pracowałem w fabryce. Miałem możność wkradania się do mieszkań Niemców i słuchania Radia Londyn. Polskim przyjaciołom z AK referowałem zbliżanie się frontu. Jest już o 100 km. Może przeżyję.

Przyjaciel Polak dał mi pistolet. Nie chciałem nikogo mordować. Uznałem jednak, że ten, kto po mnie przyjdzie, opłaci to życiem. W marcu 1944 r. w Czortkowie pojawiła się Armia Czerwona. Byłem ocalony. Rosjanie mnie zmobilizowali. Jako że byłem po szkole technicznej, dostałem przydział do służby inżynierskiej. Doszedłem z nimi do Krakowa, gdzie mnie zwolnili.

Szukałem pracy. Szybko zrobili mnie dyrektorem fabryki żyletek Toledo w Krakowie. Przed wojną materiały do ich produkcji kupowało się w Szwecji. Ja je wydobyłem od Czechów, ale dopiero po wymianie, oczywiście na czarnym rynku, złotówek na dolary.

Po roku, w Austrii, dotarłem do grupy Żydów z Palestyny, którzy przeprowadzali ocalonych rodaków przez zieloną granicę. Z portów w Bari i Marsylii wysyłali ich wynajętymi statkami do Palestyny. Skupowali też broń. Pomyślałem, że to coś dla mnie. Amerykanie zgromadzili uzbrojenie odebrane Niemcom. Nic nas nie kosztowało oprócz ryzyka dziesięciu lat więzienia za przemyt broni.

Oddawałem się temu zajęciu nocami przez trzy lata. Ów epizod w życiorysie otwierał mi później w Izraelu wiele drzwi. Zajmowałem różne stanowiska, byłem dyrektorem kilku firm, m.in. przez trzy lata w Niemczech. Nauczyłem się płynnie mówić po niemiecku.

Nie mogę się nadziwić, jak bardzo Niemcy potrzebują spotkań ze mną. Organizują je w szkołach, na uniwersytetach. Kiedyś zaprosili mnie nie w godzinach zajęć, lecz wieczorem. Aula była pełna. Podszedłem do pierwszych ławek i zacząłem ich pytać, dlaczego nie zostali w domu. Odpowiedzieli, że chcą czerpać wiedzę nie tylko z podręczników, ale i ze źródła.

W berlińskiej szkole dla szczególnie uzdolnionej młodzieży przecisnęła się do mnie jedna dziewczynka. „Panie Wolkowicz – mówi. – Muszę pana objąć. Niech mi pan pozwoli”. Przycisnęła mnie z całych sił. Poczułem na policzkach jej łzy. Odkryłem nowe Niemcy. To są inni ludzie.

Ostatnio zrobiłem projekt dla izraelskiej firmy sprzedającej generatory prądotwórcze. Odszukałem partnera w Polsce, firmę Horus Energia z Warszawy. Zaufali mi i od pięciu lat współpracujemy. Mam satysfakcję, że zrobiłem coś pożytecznego dla Polski.

Pytają mnie tu: „Dlaczego macie takie nadzwyczajne stosunki i wymianę młodzieży właśnie z Niemcami? Czemu nie z nami?”. Otóż Niemcy, pomału i ostrożnie, zaczęli z nami nawiązywać kontakt dziesiątki lat temu. Zapraszali izraelskich uczniów do swych domów. Później zaczęli swoje dzieci posyłać do Izraela. Dziś są to już ugruntowane przyjaźnie.

Prezydent Lech Kaczyński podczas wizyty w Izraelu deklarował chęć wymiany młodzieży naszych państw. Rozmawiam o tej sprawie na uczelniach i w szkołach. Problem leży w kosztach. Niemcy tę wymianę finansują, a mimo to każdy uczestnik dopłaca 500 dolarów. Unia Europejska deklaruje pokrycie 80 proc. wydatków. Miejmy nadzieję, że polskiego uczestnika będzie stać na opłacenie pozostałych 20 proc.

Trzy razy byłem w Polsce z 200-osobowymi grupami uczniów z Izraela. Przez dwa tygodnie objeżdżaliśmy obozy zagłady. Już tego zaniechałem. Wolę spotkania i dyskusje z młodymi ludźmi. To duża radość widzieć polską młodzież tak zasłuchaną i z zapałem dyskutującą.

notował Janusz R. Kowalczyk

[ramka]Fundacja Rodziny Nissenbaumów założona przez Sigmunda Nissenbauma – wieloletniego prezesa – działa od 1983 r. Po jego śmierci w 2001 r. tę funkcję objęła jego żona Sonja Nissenbaum. Fundacja ma swoją siedzibę w Warszawie przy ul. Edwarda Gibalskiego 21. Jej celem jest ratowanie świadectw i zabytków kultury żydowskiej, upamiętnienie miejsc walki i męczeństwa Żydów, zwłaszcza w okresie II wojny światowej na terenach obecnego państwa polskiego; upowszechnienie wiedzy o wspólnych dziejach Polaków i Żydów; wspomaganie wszelkich kontaktów żydowsko-polskich, także gospodarczych. Fundacja przeprowadziła renowację cmentarza żydowskiego na Bródnie w Warszawie – w 1985 r. wzniesiono ogrodzenie i bramę, a w 1986 r. przywieziono macewy odnalezione przy ul. Dworkowej. Była inicjatorem upamiętnienia Umschlagplatzu, miejsca, z którego wywożono Żydów z warszawskiego getta do obozów zagłady.

Strona internetowa: [link=http://www.nissenbaum.pl" target="_blank]www.nissenbaum.pl[/link][/ramka]

Na spotkaniach z młodymi ludźmi mówię, że w równym stopniu czuję się polskim Żydem i żydowskim Polakiem. Przyjmują mnie tak życzliwie, że mam wrażenie powrotu do szkolnej ławki we Lwowie. Dzieciństwo wspominam miło, choć zdarzały się incydenty. Nie chodzi mi o antysemityzm endeków i skrajnych ugrupowań. Bardziej nas, Żydów, bolały zaczepki kolegów z klasy, a niekiedy i bójki. Cenę moich żydowskich korzeni naprawdę poznałem podczas wojny. Od chwili… własnej śmierci.

Pozostało 92% artykułu
Historia
Zaprzeczał zbrodniom nazistów. Prokurator skierował akt oskarżenia
Materiał Promocyjny
Z kartą Simplicity można zyskać nawet 1100 zł, w tym do 500 zł już przed świętami
Historia
Krzysztof Kowalski: Kurz igrzysk paraolimpijskich opadł. Jak w przeszłości traktowano osoby niepełnosprawne
Historia
Kim byli pierwsi polscy partyzanci?
Historia
Generalne Gubernatorstwo – kolonialne zaplecze Niemiec
Materiał Promocyjny
Strategia T-Mobile Polska zakładająca budowę sieci o najlepszej jakości przynosi efekty
Historia
Tysiąc lat polskiej uczty
Materiał Promocyjny
Polscy przedsiębiorcy coraz częściej ubezpieczeni