Armie sojusznicze miały druzgocącą przewagę w ludziach: 73 tys. żołnierzy (w tym 106 tys. Francuzów, 45 tys. Brytyjczyków, 15 tys. Piemontczyków i 7 tys. Turków) oraz niewielką w artylerii – 587 dział (tyle że znacznie więcej amunicji niż Rosjanie). W krwawych walkach na przedpolach twierdzy zginęło 3553 Francuzów i 1728 Brytyjczyków oraz 783 Rosjan. „Nie można sobie wyobrazić straszliwszego obrazu zniszczenia – wspominał ten horror gen. Ławrentij Duchonin. – Bezprzykładne w historii wojen piekło – obustronny ogień do późnej nocy nie milkł i nie osłabł ani na minutę. Miasto było dosłownie zasypane bombami i rakietami, ale ponieważ wszystkie domy były murowane i na poły zburzone, nie miało się co palić. Nadeszła złowroga noc, ogień nieprzyjacielski wzmagał się coraz bardziej, bomby i rakiety, zataczając ogniste łuki, przeorywały niebo, wszystkie baterie, nasze i nieprzyjacielskie miotały wokół siebie płomienie i śmierć”. Rosjanie odparli atak, a następnego dnia zmarł lord Raglan, który zmagał się z kłopotami żołądkowymi. Zastąpił go gen. James Simpson.

Śmierć zbierała też okrutne żniwo wśród dowódców rosyjskich – z ran zmarł admirał Nachimow trafiony kulą snajpera podczas wizytacji bastionów na Kurhanie Małachowa. Wcześniej ciężką ranę odniósł gen. Totleben. Brak tych dwóch indywidualności fatalnie wpłynął na morale obrońców. Sewastopol mógł ocalić już tylko cud.