W okresie międzywojennym muzykę tę pisali prawie sami Żydzi. Jerzy Petersburski (1897 – 1979), autor tak słynnych nie tylko w Polsce przebojów, jak m.in. „Tango Milonga”, „To ostatnia niedziela”, „Ja się boję sama spać”, „Nie ja, nie ty” – to były światowe szlagiery! – pisał muzykę do takich polskich filmów, jak „Robert i Bertram”, „Szczęśliwa trzynastka”, „Co mój mąż robi w nocy?”, „Królowa przedmieścia” i innych.
Przodował w tej dziedzinie Henryk Wars (Warszawski, 1902 – 1977). Tak popularne filmy, jak „Bezimienni bohaterowie”, „Jaśnie pan szofer”, „Sportowiec mimo woli”, „Zapomniana melodia”, „Manewry miłosne”, „Czy Lucyna to dziewczyna?”, „Szpieg w masce” i inne – pełne są muzyki i piosenek, które śpiewała cała Polska.
Pisał też muzykę do poważniejszych filmów, jak do pierwszego filmu dźwiękowego „Na Sybir”, i później „Ordynat Michorowski” i „Znachor”. W sumie skomponował muzykę do ponad 50 filmów. Zmobilizowany w 1939 r. brał udział w wojnie. Znalazł się w Związku Radzieckim i wreszcie z armią Andersa zawędrował na Bliski Wschód i po zdemobilizowaniu do Stanów Zjednoczonych. Komponował tam muzykę poważną, ale pracował także dla filmu w Hollywood.
Gdy bawił w 1967 r. w Warszawie, miałem okazję kilkakrotnie z nim rozmawiać. Opowiadał mi także o początkowym niepowodzeniu we współpracy z filmem, aż po propozycję wytwórni Metro-Goldwyn-Mayer w 1960 r. napisania muzyki, czego nikt nie chciał się podjąć, do filmu, którego głównym bohaterem miał być... delfin.
– Zatkała mnie ta propozycja – opowiadał mi Wars, ale ją przyjął zmuszony kiepską sytuacją materialną. Film okazał się znakomity (był grany także w Polsce), a muzykę Warsa określono jako niemal arcydzieło. Film potem przemienił się w serial „Flipper”, do którego muzykę komponował przez trzy lata nadal Wars. Posypało się też wiele innych zamówień i od tego czasu jego sytuacja materialna stała się znakomita.