Prezydent Lech Kaczyński zapowiedział, że przybędzie na obchody 75. rocznicy wielkiego głodu wywołanego przez władze sowieckie w latach 1932 – 1933 – dowiedziała się „Rz” w źródłach ukraińskich odpowiedzialnych za ich organizację.
O tym, że Lech Kaczyński wybiera się w sobotę na Ukrainę, poinformował wczorajszy „Nasz Dziennik”. Cała sprawa oburzyła środowiska kresowe. – To jest kolejny zawód. Pan prezydent bardziej dba o ofiary nie swojego państwa, a o naszych zapomina – mówi „Rz” Ewa Siemaszko, autorka książki o ludobójstwie na Wołyniu. Zaznacza, że nie miałaby nic przeciwko udziałowi prezydenta w obchodach, gdyby nie sposób, w jaki potraktował 65. rocznicę tragedii na Wołyniu.
Kresowianom chodzi o nieobecność prezydenta na lipcowych obchodach. Lech Kaczyński wycofał się wówczas z patronatu, a do uczestników obchodów wysłał list, w którym w odniesieniu do wydarzeń na Wołyniu ani razu nie padło słowo „ludobójstwo”.
– Poczuliśmy się jakby ktoś nam dał w twarz. Prezydent zamiast być z nami, pojechał na festiwal kultury ukraińskiej – mówi „Rz” Zygmunt Mogiła-Lisowski, prezes Towarzystwa Miłośników Wołynia i Polesia.
– Nie da się zbudować pojednania z Ukrainą na kłamstwie. Dlatego prezydent powinien wówczas zająć jednoznaczne stanowisko. Tego zabrakło – uważa Szczepan Siekierka, prezes Stowarzyszenia Upamiętnienia Ofiar Zbrodni Ukraińskich Nacjonalistów.