– To jest bardzo interesujący dokument, który na pewno spotka się z dużym rezonansem. Stawia on Lecha Wałęsę w niewygodnym położeniu – tak mówi o tym liście prof. Antoni Dudek, historyk UKSW. – Z jednej strony Kiszczak pisze laurkę, wręcz składa mu hołd. Zapewnia o swojej lojalności wobec jego osoby, komplementuje jako współtwórcę przemian po 1989 roku. Wywiera jednak na Wałęsę pewną presję, by hamował swojego ministra. Jest to swego rodzaju gra. Kiszczak zakłada, że Wałęsa wie o tym, że on ma na niego jakieś materiały. Zaznacza, że jego wiedza o sprawach operacyjnych SB jest duża, ale z niej nie korzysta, a wyjątek uczynił jeden raz w odniesieniu do Wałęsy. Podkreśla, że jeżeli będzie trwała na niego nagonka, to on będzie lojalny, ale tego samego oczekuje z drugiej strony – analizuje historyk i dodaje, że ciekawe jest to, czy Wałęsa na ów list odpowiedział, zwłaszcza że pod koniec pisze wprost, że na jakąś reakcję oczekuje.
– Nie odpisałem nic, bo taki list do mnie nie dotarł – mówi „Rzeczpospolitej" sam Lech Wałęsa. – Nie mogę wykluczyć, że przyszedł on do Kancelarii Prezydenta, lecz na moim biurku się nie znalazł – zapewnia.
Czy mówi prawdę? Trudno to zweryfikować. Listu nie ma w warszawskim Archiwum Prezydenta RP. Nie zachowała się też (została bowiem zniszczona) tzw. księga korespondencji przychodzącej do Kancelarii Prezydenta Lecha Wałęsy w 1993 r.
Istnieje też prawdopodobieństwo, że Kiszczak listu nie wysłał. W 2016 r., gdy IPN przejął teczkę TW Bolka, był do niej dołączony list Kiszczaka do dyrektora Archiwum Akt Nowych datowany na rok 1996, którego generał ostatecznie nie wysłał, podobnie jak i samych dokumentów.
– Chociaż Wałęsa nie był już u władzy, generał najwyraźniej uznał, że te materiały mogą się jeszcze do czegoś przydać – tłumaczy prof. Dudek. – Oba te listy układają się w logiczną całość, potwierdzającą, że Kiszczak traktował teczkę TW Bolka raczej pasywnie, jako rodzaj polisy ubezpieczeniowej, nie zaś aktywnie, jako narzędzie oddziaływania na prezydenta – podsumowuje.
Kolekcja gen. Czesława Kiszczaka nie jest jedyną, jaką ma w swoich zbiorach Instytut Hoovera. W poprzednich latach za ocean trafiły np. papiery Bolesława Bieruta, Władysława Gomułki czy Mieczysława Rakowskiego. Instytut ma również w swoich zbiorach imponującą kolekcję dokumentów z czasów II wojny światowej. W latach 90. kilka milionów scanów tych dokumentów przekazano do Archiwum Akt Nowych. Od tamtego czasu do Polski nie trafiło już nic.