Znane z jidysz menele to rzeczy, drobiazgi. Handlowali nimi co ubożsi Żydzi. „– Powiedział na mnie menelik… – relacjonował z sali sądowej Stefan Wiechecki (Wiech). – Przecież w tym nie ma nic obraźliwego.

Menelik to imię jednego z królów Abisynii – replikował sędzia. – Możliwe, proszę Wysokiego Sądu, choć u nas na Szmulowiźnie znaczy całkiem co innego”. Menelik, legendarny pierwszy władca Etiopii, był owocem podstępu. Król Salomon gościł w Jerozolimie przybyłą doń słynną afrykańsko-arabską piękność, królową Saby – w etiopskiej opowieści „kebra Negast” (chwała królów) zwaną Mekedą, zaś w przekazach arabskich Bilkis.

Przyrzekł jej nietykalność cielesną pod warunkiem, że nie weźmie niczego z jego pałacu. Spragniona władczyni – sprytny Salomon nakarmił ją wcześniej pikantnymi przysmakami – sięgnęła jednak po dzban z wodą.

Owocem ich gorącej nocy był Ebne Hekima, późniejszy cesarz Etiopii Menelik. On to, jako dorosły wódz, wykradł ojcu z Jerozolimy Arkę Przymierza. Pisany z małej litery menelik to synonim pijaczka. W osiedlowej piaskownicy kilku meneli rozpija bełta. Na widok starszej pani jeden z nich podrywa się i zgina w ukłonie. Oddalająca się kobieta słyszy, jak wyjaśnia kamratom: „– To moja ulubiona nauczycielka. Ona wyprowadziła mnie na ludzi”… Termin znalazł się w tytule książki Krzysztofa Daukszewicza – „Meneliki, limeryki, epitafia sponsoruje ruska mafia”.