W drugiej połowie XIX wieku eksperymentowano m.in. z łożami elastycznymi, które jednak nie dały zadowalających rezultatów. Przełom nastąpił we Francji.
Otóż opracowano tam (płk Deport) pierwszą armatę z długim odrzutem lufy, zaopatrzoną w prawdziwie efektywny oporopowrotnik olejowo-powietrzny; największy dopuszczalny odrzut wynosił 125 cm. U dołu przedniej części stalowej lufy znajdowały się rolki wylotowe prowadzące lufę przy odrzucie. Armata wyposażona była w zamek typu śrubowego, łoże jednoogonowe. Stosowano amunicję zespoloną – naboje szrapnelowe i granaty.
Po pierwszych kilku strzałach lemiesz łoża zagłębiał się w ziemię, unieruchamiając armatę. Można było teraz prowadzić precyzyjny ogień, oddając kilkanaście strzałów w ciągu minuty. Wzór 1895 produkowały zakłady Schneider-Canet. Początkowo obawiano się, że skomplikowana konstrukcja nie zda egzaminu na polu walki, starcie nad Marną pokazało jednak, że armata spisuje się świetnie. W porównaniu ze swą główną przeciwniczką – niemiecką 77, miała większy zasięg, większą szybkostrzelność i precyzję strzału, stosowano do niej lepszą amunicję.
W 1914 roku Francuzi mieli prawie 4000 armat 75 mm, kosztem jednak niewielkiej liczby cięższych kalibrów. Nawet w prasie pojawiały się nagłówki, iż „Francja występuje do wojny bez polowej artylerii ciężkiej”.
W okresie wojny manewrowej nie miało to aż takiego znaczenia, armata wystarczyła w zupełności, ale kiedy konflikt przeniósł się do okopów, Francuzi na gwałt zaczęli przerabiać stare wzory o dużych kalibrach. Już na początku konfliktu ostrzał artyleryjski spowodował 54 proc. ogólnych strat (w wojnie rosyjsko-japońskiej zaledwie 16,4 proc.).