Mały Goldszmit wrastał w polskość najpierw przez Warszawę. Wisła mówiła do niego po polsku. W „Pamiętniku” wyznawał: „Kocham Wisłę warszawską i oderwany od Warszawy odczuwam żrącą tęsknotę. Warszawa jest moja i ja jestem jej. Powiem więcej: jestem nią”.
W największe święta żydowskie ojciec prowadził go czasami do „postępowej” synagogi na Daniłowiczowskiej (Danielewiczowskiej), gdzie przed półwieczem kazania głosił (po niemiecku) dr Abraham Meyer Goldschmidt, późniejszy rabin w Lipsku. Czy należał on do rodziny Goldszmitów? – raczej nie. Ojciec znał naczelnego rabina Francji Zadiga Kahna. Gdy ten się dowiedział, że Goldszmitom urodził się syn, przekazał im błogosławieństwo z proroctwem: „Pamiętajcie, że urodził się wielki człowiek w Izraelu”.
Ojciec zabierał go także do szopki przy ul. Miodowej i na jasełka na ul. Freta. Wychowany w rodzinie raczej areligijnej (choć rodzice nie wyrzekli się oficjalnie judaizmu) mały Henryk nie uniknął bynajmniej – jak to nazwał w „Pamiętniku” – „tajemniczego zagadnienia wyznania”. Opisał to w historii z kanarkiem. „Kanarek był Żydem. I ja. Ja też Żyd. [...] Śmierć. Żyd. Piekło. Czarny, żydowski raj. Było co rozważać”.
Gimnazjum, gdzie spędził długich osiem lat (1891 – 1898), było rosyjskie, mieściło się na Pradze (ul. Brukowa, róg Namiestnikowskiej, obecnie róg Okrzei i Sierakowskiego). Jeździło się tam mostem Kierbedzia przez Wisłę tramwajem konnym. (Dziś przed nowym gmachem tej szkoły im. Władysława IV znajduje się kamień poświęcony Korczakowi). I potem dalsze osiem lat medycznych studiów na Uniwersytecie Warszawskim, uczelni z burzliwą historią przebiegającą w rytm życia kraju pod rosyjskim zaborem; w owym czasie (1898 – 1905) z rosyjskim językiem wykładowym.
W rosyjskim gimnazjum uczono po rosyjsku nawet polskiej literatury. Goldszmit czytał oczywiście po polsku. „Mając 15 lat, wpadłem w szaleństwo, furię czytania” – wspomniał w „Pamiętniku”. Część lektur zaczerpnął z rodzinnej tradycji. A więc – Kraszewski. To z tytułu jego powieści „Historia o Janaszu Korczaku i pięknej miecznikównie” wziął późniejszy pseudonim. A stryj Jakub, zafascynowany – podobnie jak inni współprodacy – jego braterskim stosunkiem do Żydów napisał o nim wiersz, zadedykował opowiastkę. I Asnyk, podobnie darzony czcią przez stryja, któremu młody Henryk przeciwstawiał pesymistę Tetmajera (1901), wierząc wraz z nim w nadejście „świeżego, lepszego, szlachetniejszego życia”.