Rozmieszczenie butli na pierwszej linii było zajęciem żmudnym i niebezpiecznym. Musiało się odbywać nocą i być zamaskowane przed obserwacją nieprzyjaciela. Nie dość tego, czasem trzeba było oczekiwać na korzystny wiatr z butlami gotowymi do otwarcia całymi dniami, co wymagało od żołnierzy olbrzymiej odporności psychicznej. Przypadkowy pocisk wrogiej artylerii mógł doprowadzić do rozerwania lub rozszczelnienia butli ze wszystkimi tego katastrofalnymi skutkami.

Efekt użycia gazów bojowych zależał od zmiennych czynników pogodowych jak wilgotność powietrza, siła i kierunek wiatru. Niespodziewana zmiana kierunku wiatru już podczas ataku często prowadziła do strat własnych. Zwłaszcza w pierwszych miesiącach 1915 r., gdy nie wprowadzono jeszcze do powszechnego użytku masek przeciwgazowych.

Eugeniusz de Henning-Michaelis, rosyjski generał polskiego pochodzenia, tak wspominał niemiecki atak gazowy przeprowadzony wiosną 1915 r. w Galicji: „Siedząc w okopie, usłyszałem, jak gdyby ktoś wypuszczał parę z kotła, a po chwili ukazały się od strony przeciwnika kłęby gęstego dymu, dym ten gęstniał stopniowo, wznosił się w górę, formując długi wał wysokości kilku metrów, koloru żółtawobrudnego; lekki wiatr wiał ku nam i nasuwał z wolna ścianę tumanu; przegrodziła mu jednak drogę niska, mokra łączka, zatrzymał się na niej, kołysząc, a u góry wykwitły jakby drzewa o fantastycznych kształtach. Zjawisko trwało z pół godziny i stopniowo rozwiało się w powietrzu. Do nas dochodził tylko lekki zapach gazu; patrzyliśmy na to bezradnie, gdyż nie mieliśmy jeszcze masek, kazałem tylko wszystkim mieć w pogotowiu namoczone wodą szmatki dla zawiązania ust i nosa”.

Mokre szmatki miały absorbować gaz, chroniąc twarze żołnierzy. Koniom natomiast zakładano na głowy worki ze zmoczonym sianem. Podtrutych gazem żołnierzy próbowano leczyć za pomocą aparatów tlenowych. Z czasem zaczęto stosować amunicję artyleryjską napełnioną gazem, ale niewiele poprawiło to efektywność tej broni. Generalnie nie spełniła ona pokładanych w niej nadziei na przełamanie impasu wojny okopowej. Pod samym Ypres wkrótce okazało się, że wiatry wieją tam z reguły w kierunku wschodnim i to Niemcy bardziej byli narażeni na ataki gazowe niż ich protagoniści. Szacuje się, że w całej wojnie od gazu zginęło 100 tys. żołnierzy.