Co pięć minut ogień przenoszony był o dalsze 100 metrów. Gen. Stumm dowodzący w zastępstwie przebywającego na leczeniu w Europie feldmarszałka Rommla zakazał własnej artylerii odpowiadać ogniem. Przyczyną tego był dotkliwy brak amunicji.
Po zakończeniu przygotowania artyleryjskiego piechota i saperzy XXX Korpusu ruszyli do natarcia. W tym przypadku główna rola przypadła saperom, którzy za pomocą 500 wykrywaczy Polish Mine detector Mark I wykonali dwa przejścia w niemieckich polach minowych. To dało sygnał do ruszenia do natarcia 1. i 10. Dywizji Pancernej.
Gen. Montgomery pisał: „24 października 8 rano dwa korytarze na północy dla dywizji pancernych X Korpusu nie były jeszcze całkowicie otwarte. Stosownie do wydanych przeze mnie rozkazów oczekiwałem, że dywizje te same przebiją sobie drogę przez pola minowe, widziałem jednak, że nie kwapią się do tego, i w miarę jak upływały godziny, odnosiłem coraz silniejsze wrażenie, iż stosują taktykę bierności. U starszych dowódców nie wyczuwałem zapału do posuwania się naprzód; dawała się również zauważyć obawa przed poniesieniem strat w czołgach.
O każdym dziale nieprzyjaciela twierdzono, że jest to działo 88-milimetrowe. Dowódca X Korpusu nie przejawiał tej energii i tego zdecydowania, jakie konieczne są w chwili, gdy coś zaczyna szwankować, a w dywizjach pancernych odczuwało się ogólny brak agresywności. Nie był to ten rodzaj działań, do jakich żołnierze byli przyzwyczajeni.
Wiedziałem, że chcąc rozruszać dywizje, muszę natychmiast interweniować, brak im bowiem zdecydowanego kierownictwa. Posłałem więc po Lumsdena i oświadczyłem, że musi popędzić swych dowódców dywizji, a jeśli któryś z nich pozostanie w tyle, zostanie zdjęty ze stanowiska i zastąpiony energiczniejszym człowiekiem. Dało to natychmiastowy efekt w jednej z dywizji. O godzinie 6 po południu brygada pancerna 1. Dywizji Pancernej przebiła się przez północny korytarz i znalazła się w otwartym terenie. Została ona zaatakowana przez 15. Dywizję Pancerną – tak właśnie, jak sobie tego życzyłem”.