Pasjans z ojcem

Rozmowa z Jadwigą Piłsudską-Jaraczewską

Publikacja: 04.02.2009 10:22

Jadwiga Piłsudska-Jaraczewska

Jadwiga Piłsudska-Jaraczewska

Foto: Fotorzepa, Kuba Kamiński Kub Kuba Kamiński

[b]Krzysztof Feusette: Jakie są pani najwcześniejsze wspomnienia związane z ojcem?[/b]

Jadwiga Piłsudska-Jaraczewska: Mój ojciec bardzo lubił dzieci, lubił z nimi rozmawiać i zawsze coś zabawnego do nas mówił. Bardzo lubił robić niespodzianki. Kiedy wyjeżdżał, to zawsze wracał z jakimś prezentem. Na przykład znad Morza Czarnego przywiózł wstążkę z dokumentem zaświadczającym, że wstążka niebieska zanurzona w Morzu Czarnym pozostaje niebieska. Z Genewy, to była jakaś ważna polityczna delegacja, przywiózł śmieszne piszczące bułeczki. Dużo mam takich wspomnień.

[b]A czy pani lubi układać pasjanse?[/b]

Z ojcem układałam. Bardzo to lubiłam. Niektóre jeszcze pamiętam. „Ogonki”, „piramidka”,”prześcieradło”, „warkocz Wenery”...

[b]Czy to był dla pani ojca sposób na odprężenie?[/b]

Chyba tak. Był człowiekiem, który bardzo dużo myślał. Na ogół chodząc. Po pokojach lub po ogrodzie przed dworkiem w Sulejówku.

[b]Czy sytuacja polityczna przekładała się w jakiś sposób na atmosferę w domu?[/b]

Nie, ponieważ rodzice starali się nas trzymać z daleka od spraw politycznych. Przekazali nam jednak, że zaangażowanie w politykę to służba publiczna. Mama była bardzo aktywną osobą i społecznie zaangażowaną. Z kolei ojciec pracował głównie nocami, więc wtedy już z siostrą spałyśmy. Ale za dnia zawsze miałyśmy wstęp do jego pokoju, nigdy nie dał nam odczuć, że przeszkadzamy mu w pracy.

[b]Nawet kiedy był zdenerwowany?[/b]

Na nas nigdy się nie denerwował, a wychowanie pozostawiał żonie. Gdy przebywał z nami, był wesołym człowiekiem, dużo się śmiał. Mieliśmy dużą rodzinę. Było wiele kuzynek, żadna już, niestety, nie żyje. One wprowadzały do domu młodzieżowy nastrój. Bardzo lubił ich towarzystwo. Bardzo lubił też kino. Wypożyczano filmy, często komedie, które były pokazywane w Belwederze w dużym salonie na dole, na które przychodzili też bliscy znajomi, a potem była wspólna kolacja przy okrągłym stole w pokoju jadalnym i było zawsze dużo śmiechu.

[b]A jak traktowali panią nauczyciele?[/b]

Dobrze. Ale nie przypominam sobie, żebym miała w szkole taryfę ulgową. Zawsze lepiej mi szło z przedmiotów ścisłych. Chciałam iść na politechnikę na wydział mechaniczny. Bardzo interesowałam się lataniem.

[b]Kiedy miała pani 12 lat, zrobiła pierwszy model samolotu...[/b]

Tak, kółka modelarskie były wtedy popularne.

[b]Potem zdobyła pani lotnicze uprawnienia i pilotowała samoloty w Anglii. Skąd ta pasja?[/b]

Nie wiem. Chyba z powietrza (śmiech). Panował wtedy wielki entuzjazm związany z tym, że człowiek może latać.

[b]Czy odwagę odziedziczyła pani po ojcu?[/b]

Kobiety nie mogły latać w lotnictwie bojowym, więc nie mówmy o jakiejś wielkiej odwadze. Ale owszem, bywało groźnie. Czasem to były samoloty wymagające naprawy, które transportowałam do warsztatów. Szczególnie lubiłam latać na słynnych Spitfirerach. Latało się też przy złej pogodzie, bez radia. Człowiek polegał tylko na sobie.

[b]To jakie cechy ojca pani odziedziczyła?[/b]

Na pewno przywiązanie do rodziny, do miejsc, do cudownej atmosfery, która była w domu. Ojciec był tak wyjątkowym człowiekiem, że gdybym odziedziczyła po nim choćby jedną setną, to już byłoby bardzo dobrze.

[b]Ale pani rodzina to także wielkie tradycje artystyczne. Pani dalekim krewnym był Stanisław Ignacy Witkiewicz...[/b]

Pamiętam, jak przyjeżdżał do Sulejówka. Namalował mnie i siostrę Wandę, która nie była tym faktem specjalnie zachwycona. Miała akurat imieniny, bawiła się z dziećmi, a on ją wywołał z pokoju. Na jej portrecie widać było potem to niezadowolenie. Mój portret powstał kiedy indziej, byłam malowana przy świecach, bo w Sulejówku zgasły wtedy akurat wszystkie światła.

[b]Spędzała pani wakacje z rodzicami?[/b]

Na wakacje letnie jeździliśmy całą rodziną do Pikieliszek koło Wilna, gdzie mieliśmy kawałek ziemi. Tam, nad jeziorem, pływałyśmy z ojcem łódką. Ojciec lubił obserwować przyrodę, a szczególnie dzikie kaczki. Ale często chorował na grypę i potrzebne było leczenie klimatyczne. Zawsze go wysyłali na południe Polski albo do Rumunii. To ciepłe powietrze miało go leczyć. Zwykle sam wyjeżdżał na te kuracje.

[b]Czy wtedy mówiło się o szkodliwości palenia papierosów?[/b]

Nie.

[b]Pani ojciec dużo palił...[/b]

To prawda. Ja do dziś bardzo lubię zapach papierosów. Sama kiedyś próbowałam palić, ale jakoś nie wyszło.

[b]A czy odziedziczyła pani po ojcu zamiłowanie do mocnej herbaty?[/b]

Niespecjalnie. W Anglii piłam zawsze z mlekiem.

[b]Czy pani jako córka Marszałka mogła się swobodnie poruszać po Warszawie?[/b]

Nie mogłam i to było krępujące. Ale z drugiej strony wiem, że przychodziło do Sulejówka wiele listów z pogróżkami. Oczywiście, nikt wtedy o tym mi nie mówił. Później, po śmierci ojca, gdy już byłam starsza, dużo chodziłam sama bez ochrony.

[b]Kim byli pani rodzice chrzestni?[/b]

Moim ojcem chrzestnym był Czesław Świrski, towarzysz ojca z czasów niepodległościowej konspiracji. Bardzo lubiany, także przez dzieci. Tyle lat samotnie w więzieniu przesiedział, a nic nie stracił z pogody ducha. Często grał na fortepianie, lubił towarzystwo.

[b]A czy zetknęła się pani kiedyś z jawną niechęcią osoby, która była przeciwnikiem ojca?[/b]

Nie, nigdy nie odczułam szykan ze strony jego przeciwników.

[b]Pamięta pani ten moment, kiedy dowiedziała się o jego śmierci?[/b]

Ja byłam przy śmierci ojca. Nie jest to łatwy temat do rozmowy. Pamiętam pogrzeb. Dla mnie to była wielka tragedia. A jak jest wielka tragedia, to się człowiek zamyka w sobie. Czasem ktoś mnie pyta, kto był wtedy obecny. Nie wiem, nie rozglądałam się.

[b]Czy kiedy umarł pani ojciec, z siostrą i matką przeniosłyście się do Sulejówka?[/b]

Nie, mieszkałyśmy na Klonowej. Ten dom jeszcze stoi, taki mały domek za Ministerstwem Obrony Narodowej, nad skarpą. Dziś są tam jakieś biura Ministerstwa.

[b]Jak potem pani wspomina już późniejszą ewakuację z Polski – w 1939 roku przez Litwę, Łotwę i Szwecję do Anglii?[/b]

Części wydarzeń nie pamiętam, inne – tak, ale nie chcę do nich wracać. Kiedy dzieje się taka tragedia, lepiej wspomnień nie pielęgnować. Proszę mnie zrozumieć.

[b]Spędziła pani w Anglii 50 lat – od 1940 do 1990 roku. Czy państwo rozmawialiście z mężem o możliwości powrotu do Polski?[/b]

Tak. Zawsze chcieliśmy wrócić do Polski, ale byliśmy uchodźstwem politycznym i na powrót czekaliśmy 50 lat.

[b]A moment, kiedy pani wróciła do Polski. Jak układały się pani pierwsze dni w ojczyźnie?[/b]

Byłam witana przez ówczesnego premiera Tadeusza Mazowieckiego, a także przez rodzinę, więc od razu miałam środowisko bliskich ludzi. Niektóre z tych spotkań były bardzo emocjonujące, ale na ogół rodzina do nas do Anglii wcześniej przyjeżdżała, więc mieliśmy ciągły kontakt. Odwiedziliśmy też miejsca, z którymi byliśmy związani i od razu czuliśmy się u siebie.

[b]Czy dziś panią coś drażni albo irytuje, kiedy mówi się i pisze o pani ojcu? Coś wywołuje w pani odruch protestu?[/b]

Naturalnie, że tak. Trudno to ująć w parę słów. Wydaje mi się, że jest bardzo dużo niezrozumienia – i jego osobowości, i ówczesnej polityki.

[b]Czy dziś interesuje się pani bieżącą sytuacją w Polsce? Ogląda pani czasem wiadomości?[/b]

Oczywiście, że oglądam.

[b]Jak się pani podoba polskie społeczeństwo?[/b]

Rośnie nowe pokolenie. Oprócz moich dzieci, mam siedmioro wnuków. Chciałabym im przekazać te wartości, w których same wzrastałyśmy i które w naszej rodzinie idą z pokolenia na pokolenie. A z drugiej strony ci młodzi ludzie muszą być inni. Świat się zmienił i trzeba to zaakceptować. Dziś nastawienie społeczne jest takie, że przede wszystkim trzeba sobie zapewnić podstawy materialne. Ale nie powinniśmy zapominać o wartościach, o zaangażowaniu w sprawy Polski.

[b]Na jakim etapie jest Muzeum Józefa Piłsudskiego w Sulejówku? Czy odnajdują się kolejne rzeczy?[/b]

Od momentu powołania Muzeum 10 listopada było kilka zgłoszeń, które w nowym roku zaczną się wyjaśniać. Są rodziny, które przez kilkadziesiąt lat ukrywały pamiątki po moim ojcu. Pamiętają jeszcze strach, że to się może wydać. Teraz czują, że mogłyby swoje skarby przekazać naszemu muzeum.

[b]Jak pani przyjęła projekt „Rzeczpospolitej” – specjalnego dodatku w odcinkach poświęconego pani ojcu?[/b]

Cieszę się, że będą te zeszyty, że ten temat jest poruszany. To bardzo ważny wkład w rozwijanie i zgłębianie znajomości korzeni naszego współczesnego państwa. Mam nadzieję, że państwa cykl stanie się zaczynem głębokiej dyskusji o dorobku i ideach mojego ojca. Bo taka dyskusja jest ciągle potrzebna.

[i]rozmawiał Krzysztof Feusette

współpraca Katarzyna Jaruzelska-Kastory[/i]

[ramka][b]Jadwiga Piłsudska-Jaraczewska[/b]

Ur. 28 lutego 1920 w Warszawie – córka Aleksandry i Józefa Piłsudskich. Młodość spędziła głównie w Warszawie, gdzie mieszkała z rodziną w Belwederze, oraz w Sulejówku w dworku Milusin podarowanym Piłsudskiemu przez żołnierzy. Uczęszczała do Szkoły Rodziny Wojskowej, a potem do Gimnazjum W. Posselt-Szachtmajerowej. W 1937 r. zaczęła latać na szybowcach. We wrześniu 1939 r. wraz z matką i starszą siostrą Wandą przedostała się przez Litwę, Łotwę i Szwecję do Anglii. Będąc zbyt młoda, by pełnić służbę wojskową, podjęła studia w Newnham College na Uniwersytecie w Cambridge na Wydziale Architektury, które ukończyła dopiero po wojnie z dyplomem inżyniera architekta w 1946 r. w Polskiej Szkole Architektury na Obczyźnie przy Uniwersytecie w Liverpoolu. Studiowała również urbanistykę i socjologię.

W lipcu 1942 r. jako trzecia Polka (obok por. Stefanii Wojtulanis i por. Anny Leskiej) wstąpiła do Air Transport Auxiliary, służby pomocniczej Royal Air Force. Służyła tam dwa lata w stopniu „second officer”. Transportowała różne rodzaje samolotów z fabryk na lotniska bojowe w całej Wielkiej Brytanii oraz uszkodzone samoloty do remontu.

W 1944 r. wyszła za mąż za Andrzeja Jaraczewskiego, oficera Marynarki Wojennej. Po wojnie przebywała w Anglii na uchodźstwie. Pracowała tam jako architekt, a także prowadziła z mężem firmę projektującą meble. Jesienią 1990 r. po zmianach politycznych w Polsce powróciła do kraju na stałe. Ma dwoje dzieci, córkę Joannę (obecnie żonę Janusza Onyszkiewicza) i syna Krzysztofa. Wraz z rodziną angażuje się w działalność Fundacji Rodziny Józefa Piłsudskiego, którą założyła ze starszą siostrą Wandą.[/ramka]

[b]Krzysztof Feusette: Jakie są pani najwcześniejsze wspomnienia związane z ojcem?[/b]

Jadwiga Piłsudska-Jaraczewska: Mój ojciec bardzo lubił dzieci, lubił z nimi rozmawiać i zawsze coś zabawnego do nas mówił. Bardzo lubił robić niespodzianki. Kiedy wyjeżdżał, to zawsze wracał z jakimś prezentem. Na przykład znad Morza Czarnego przywiózł wstążkę z dokumentem zaświadczającym, że wstążka niebieska zanurzona w Morzu Czarnym pozostaje niebieska. Z Genewy, to była jakaś ważna polityczna delegacja, przywiózł śmieszne piszczące bułeczki. Dużo mam takich wspomnień.

Pozostało 95% artykułu
Historia
Telefony komórkowe - techniczne arcydzieło dla każdego
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Historia
Paweł Łepkowski: Najsympatyczniejszy ze wszystkich świętych
Historia
Mistrzowie narracji historycznej: Hebrajczycy
Historia
Bunt carskich strzelców
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Historia
Wojna zimowa. Walka Dawida z Goliatem