Reklama

Nad kanałem, nad Dunajem

Na Egipcjan uderzyli Izraelczycy z pomocą Brytyjczyków i Francuzów. Na Węgrów – Sowieci. USA i ZSRR przyjęły wspólny front. Polacy wyszli obronną ręką

Publikacja: 27.02.2009 08:50

Gen. Mosze Dajan, szef Sztabu Generalnego armii izraelskiej, fotografia z 1956 r.

Gen. Mosze Dajan, szef Sztabu Generalnego armii izraelskiej, fotografia z 1956 r.

Foto: AKG/East News

Koniec października 1956 roku stanowił jeden z najdziwniejszych i najbardziej dramatycznych momentów w historii najnowszej.

Odwilż w Polsce zmieniła komunistyczną ekipę u władzy i dała socjalizm z bardziej ludzką twarzą. Gomułka potrafił przekonać Chruszczowa, że nie zagraża to interesom Kraju Rad, i sowieckie czołgi zmierzające już ku Warszawie zawróciły do koszar. Węgrzy poszli za polskim przykładem, ale za daleko: zaczęli demontować komunizm ze szczętem. Rychło ujrzeli tanki z czerwoną gwiazdą na ulicach Budapesztu.

Ogromne zamieszanie w centrum Europy wykorzystali Brytyjczycy oraz Francuzi i postanowili odebrać Egiptowi dopiero co znacjonalizowany Kanał Sueski. Namówili Izrael, aby pchnął swoją armię przez półwysep Synaj, a kilka dni później sami wylądowali w rejonie kanału. Egipskie lotnictwo i wojska lądowe zostały błyskawicznie rozgromione. Operacja ta jeszcze raz udowodniła, jak wielką przewagę daje w XX wieku opanowanie środków technicznych, nowoczesna logistyka, właściwe planowanie, wyszkolenie żołnierzy. Na papierze siły Egiptu w ludziach i sprzęcie wyglądały imponująco. Na polu walki przegrały z kretesem.

Nie pierwszy raz i nie ostatni. Jeszcze bardziej spektakularne zwycięstwo odniósł Izrael w wojnie sześciodniowej 1967 roku. W 1973 roku potrafił się wykaraskać z olbrzymich tarapatów, powstrzymał atak armii egipskiej i znów zepchnął ją nad kanał. Dopiero wtedy nad Nilem postanowiono, że Arabowie nie będą walczyć z fenomenalną armią Izraela „do ostatniego Egipcjanina”. W 1956 roku klęska przyniosła im gorycz i wściekłość. Paradoksalnie podobne uczucia żywili Brytyjczycy i Francuzi, których Amerykanie pouczyli, kto rządzi Zachodem, i – wraz z Sowietami! – wydarli im za pomocą ONZ owoce zwycięstwa militarnego.

A za zamieszanie nad Kanałem Sueskim krwawo zapłacili Węgrzy pozostawieni samym sobie przez tak zwany wolny świat. Mocarstwa zachodnie za nic miały ich jasno wyrażoną wolę wolności i dramatyczne wołanie o pomoc. Dostęp do terenów roponośnych i globalny układ sił okazały się znacznie ważniejsze.

Reklama
Reklama

Prości ludzie nie wiedzieli tej dziwnej jesieni, czego się trzymać. Nawet czołgiści sowieccy myśleli na początku listopada, że wysłano ich nad kanał, a nie nad Dunaj. Najmniej złudzeń mieli Polacy i tym razem dobrze na tym wyszli. Poza takimi jak mój młodziutki sąsiad – cyrkowiec zwany Krową. Uciekł z cyrku i przyłączył się do powstańców w Budapeszcie. W powstaniu warszawskim był jeszcze dzieckiem, i to w jakimś stopniu tłumaczy jego krok.

Koniec października 1956 roku stanowił jeden z najdziwniejszych i najbardziej dramatycznych momentów w historii najnowszej.

Odwilż w Polsce zmieniła komunistyczną ekipę u władzy i dała socjalizm z bardziej ludzką twarzą. Gomułka potrafił przekonać Chruszczowa, że nie zagraża to interesom Kraju Rad, i sowieckie czołgi zmierzające już ku Warszawie zawróciły do koszar. Węgrzy poszli za polskim przykładem, ale za daleko: zaczęli demontować komunizm ze szczętem. Rychło ujrzeli tanki z czerwoną gwiazdą na ulicach Budapesztu.

Reklama
Historia
Muzeum Getta Warszawskiego nie chce tramwaju z gwiazdą Dawida
Historia
Konspiratorka z ulicy Walecznych. Historia Izabelli Horodeckiej
Historia
Alessandro Volta, rekordzista w dziedzinie odkryć przyrodniczych
Historia
Pierwsi, którzy odważyli się powiedzieć: „Niepodległość”. Historia KPN
Historia
Kiedy w Japonii „słońce spadło na głowę”
Reklama
Reklama