Jak na mój historiozoficzny gust, to podział nieco zbyt militarystyczny, nadto niespecjalnie czuję się Słowianinem. Z całym szacunkiem do innych narodów słowiańskojęzycznych – jam Polak i basta! Nie Polak dumny czy wyniosły ni żaden „polski pan”, ale człek z tradycją polską, a nie czeską, rosyjską czy chorwacką.Przez wzgląd na instynkt samozachowawczy i sympatię dla zwierząt na koniu nigdy nie usiłowałem jeździć, pojmuję jednak, że kawaleria jest tak głęboko zapisana w naszych dziejach, że nijak uznać mi ją za obcą. Co tylko rozejrzę się krzynę po bezkresach naszej przeszłości, już tętnią kopyta, łopocą proporce, a kopie i lance chylą się do szarży. No cóż, herbowi czy nieherbowi, dawno już kupiliśmy rycersko-husarsko-ułańską tradycję z dobrodziejstwem inwentarza.

Pytanie o wartość tego inwentarza wcale nie jest oczywiste, bo przeciw wielce udanym szarżom spod Kircholmu czy Wiednia można postawić bitwę pod Warszawą w 1656 roku czy mało chwalebne wyczyny naszych jeźdźców z XVIII-wiecznej wojny północnej. Najgorszy zaś image, zgoła „czarną legendę”, ma polska kawaleria z kampanii wrześniowej, bo wielu długo wierzyło (może za granicą są tacy, co wciąż wierzą) w szarże na niemieckie czołgi. Przy czym winą za ów błędny pogląd często obarcza się słynny film Andrzeja Wajdy „Lotna”.Widziałem to dzieło nie raz, nie dwa i nigdy nie miałem skojarzeń typu „głupi Polacy lecą z motyką na słońce”. Biorąc rzecz w pełnym kontekście jej znaczeń, skłonny jestem raczej postrzegać kadry „Lotnej” jako przejaw nostalgii reżysera za światem, który nie może przetrwać, światem wartości zanurzonych w etosie rycerskim, w którym – jak pisał w „Popiołach” Żeromski – „honor jeszcze świecił się na szablach”. To raczej rozpaczliwy protest przeciw nieludzkości zmechanizowanej wojny, niż gest lekceważenia „nierozumnej” odwagi wrześniowych kawalerzystów.

Naturalnie odwaga była całkiem autentyczna, a Polacy posługiwali się kawalerią najzupełniej roztropnie (i nie bez sukcesów), podobnie zresztą jak Niemcy i Sowieci. Co więcej, wizja Wajdy wyraża jakoś dramat osamotnienia, w jakim znalazła się Polska w tym strasznym czasie. Sama przeciw żelaznej machinie.

[i]Jarosław Krawczyk - redaktor naczelny „Mówią wieki”[/i]