Trzy godziny później na pozycje tego improwizowanego zgrupowania spadło silne natarcie niemieckiej 2. Dywizji Pancernej.
Ku zaskoczeniu Niemców pierwszy atak załamał się w dobrze zorganizowanym ogniu cekaemów i dział przeciwpancernych. W odpowiedzi na Wysoką spadł grad pocisków wrogiej artylerii. Nie złamało to jednak obrońców. Niemal do zapadnięcia zmroku trwały falowe ataki niemieckiej piechoty, wspartej ok. 70 czołgami.
Wieczorem do walki włączył się z marszu 2. szwadron 24. Pułku Ułanów. Chwilę potem wsparcie ogniowe dał 16. Dywizjon Artylerii Motorowej. Strzelcy płk. Maczka kilkakrotnie kontratakowali, spychając Niemców na pozycje wyjściowe. Dzięki wielkiemu poświęceniu utrzymano pozycje wokół Wysokiej i powstrzymano marsz Niemców. Na przedpolach zniszczonej wsi pozostało kilkanaście zniszczonych bądź uszkodzonych niemieckich wozów bojowych.
Wieczorem 1 września wszystkie oddziały 10. BK dotarły w rejon Jordanowa. 24. Pułk Ułanów płk. Kazimierza Dworaka przejął obronę Góry Ludwiki i Wysokiej. Na prawym skrzydle Dworaka stanął przybyły nad ranem 2. Batalion 12. Pułku Piechoty, a na lewej, w okolicach Rabki, 1. Pułk Piechoty KOP z baterią artylerii górskiej i szwadronem dział ppanc. W odwodzie do dyspozycji płk. Maczka pozostały: 10. PSK, dwie kompanie czołgów i dywizjon rozpoznawczy. Saperzy mieli dokonać zniszczeń przed frontem polskich oddziałów, aby spowolnić marsz nieprzyjaciela, a także przygotować pułapki na wypadek odwrotu.
[b]2 września – walki o Wysoką[/b]
Rankiem 2 września Niemcy wznowili natarcie w kierunku Wysokiej i Góry Ludwiki. Tym razem w walkę zaangażowały się prawie wszystkie oddziały 2. DPanc. Najpierw na polskie pozycje spadła lawina pocisków artyleryjskich. Później do akcji wkroczyły niemieckie czołgi i piechota. Podobnie jak dzień wcześniej, pierwszy atak Polacy odparli. Niemcy jednak nie rezygnowali i rzucali do natarcia coraz więcej czołgów. Pierwszy kryzys nastąpił koło południa, gdy niemiecka piechota wdarła się do Wysokiej. Do kontrataku ruszył odwodowy szwadron 24. Pułku Ułanów wsparty plutonem tankietek. Pozaciętej walce nieprzyjaciela odepchnięto.
Przez następne dwie godziny Niemcy przegrupowali siły i ok. godz. 15 uderzyli ponownie. Dowodzący 2. Dywizją Pancerną gen. Rudolf Veiel pchnął w bój prawie 2/3 czołgów dając im wsparcie aż sześciu dywizjonów artylerii. 200 czołgów i samochodów pancernych pełzło ku polskim pozycjom. Obsługi działek ppanc. robiły, co mogły, by zatrzymać pancerny walec wroga. Pochowani w parowach i kępach drzew strzelcy płk. Dworaka prowadzili ogień z nielicznych karabinów przeciwpancernych. Broń maszynowa zbierała śmiertelne żniwo wśród atakującej piechoty. Jednak Niemcy parli nieustępliwie do przodu. Ogień czołgowych dział i kaemów zaczął dziesiątkować obsługi działek. Padły punkty obserwacyjne polskiej artylerii, przez co armaty 16. Dywizjonu nie mogły skutecznie wspierać obrońców. Płk Dworak rzucił do desperackiego kontrataku wszystkie odwody. Do walki włączył się także przybyły do Jordanowa pociąg pancerny nr 51 „Pierwszy Marszałek”. Niemiecka artyleria próbowała go uciszyć, ale mimo strat wśród załogi do końca bitwy raził Niemców celnym ogniem.
Po kilku godzinach morderczej walki Polacy musieli dać za wygraną. Kolejne drużyny i plutony pękały, przepuszczając wroga w pozycje obronne. Wieczorem 24. Pułk Ułanów, osłaniany przez tankietki dywizjonu rozpoznawczego brygady, odskoczył do Jordanowa. Niemcy próbowali pójść za ciosem i zająć miasto jeszcze tego samego dnia, ale zostali zatrzymani skoncentrowanym ogniem polskiej artylerii.
Gdy żołnierze płk. Dworaka heroicznie bronili Wysokiej, na odcinku Rabki doszło do pierwszych starć 1. Pułku KOP z oddziałami 4. Dywizji Lekkiej i 3. Dywizji Górskiej. Wieczorem Niemcy zaczęli jednak obchodzić pozycje „pograniczników” Wójcika w rejonie Chabówki, zmuszając ich do odwrotu na wzgórza na północ od Rabki.
Dwudniowe walki na przedpolu Jordanowa kosztowały Niemców ok. 50 czołgów i pojazdów pancernych. Straty brygady to przede wszystkim kilka bezcennych działek ppanc. Pomimo utraty Wysokiej płk Maczek we wspomnieniach podkreślał moralne znaczenie walk 1 i 2 września. „Rekompensatą były: straty dużo większe po stronie niemieckiej, zysk dwóch dni dla wykonania zadania i ogromne podniesienie morale własnego żołnierza, który przekonał się, że można bić, i to dobrze, Niemców”.
[b]3 września – na północ od Jordanowa[/b]
Po utracie Wysokiej i Chabówki dalsze pozostawanie w dolinie Jordanowa nie miało sensu. Niemcy zajęli teren, który górował na polskimi pozycjami, dając im przewagę ogniową. W tej sytuacji płk Maczek nakazał odskok parę kilometrów na północ, gdzie wśród beskidzkich wąwozów i cieśnin zamierzał dalej opóźniać niemiecki marsz. Niestety wraz z postępami wroga rosła ilość dróg dostępnych dla jego pancernych kolumn. Stawiało to płk. Maczka przed trudnym zadaniem wyprowadzenia kontrataków szczupłymi siłami.
3 września 10. BK nadal stawiała czoło 2. DPanc., której kolumny próbowały się przebić na Myślenice dwiema drogami – przez Łętownię i Naprawę. Pierwszą zablokował zmęczony 24. Pułk Ułanów, a drugą – wypoczęty 10. Pułk Strzelców Konnych płk. Janusza Bokszaczanina. Reszta oddziałów brygady stanęła w odwodzie.
Kolejny dzień walk rozpoczął się od zaskakującego dla Niemców nalotu polskiego lotnictwa. To dwie eskadry karasi zaatakowały zgrupowania pancerne wroga pod Chabówką i Spytkowicami, opóźniając ich działania. Pojawienie się na niebie polskich samolotów dodało otuchy piechocie. „Mało ich było, tych karasi, ale ich widok i głuche detonacje wyrzuconych za Skawą bomb bardzo nas podniosły na duchu – nie zapominają o nas, pomagają!” – wspominał Franciszek Skibiński.
Po zamieszaniu spowodowanym nalotami niemieckie szpice pancerne ruszyły jednak do przodu. Niemcy spodziewali się zastać Polaków w Jordanowie, a gdy ich nie znaleźli, kompanie rozpoznawcze rozeszły się po okolicy, szukając kontaktu z obrońcami. Znalazły go dość szybko, wpadając w zasadzki czujek pułku Bokszaczanina. Strzelcy konni wzięli do niewoli kilku niemieckich oficerów, przy których znaleziono cenne mapy i dokumenty ujawniające plany XXII Korpusu Pancernego.
Wreszcie koło południa Niemcy natarli na nowe polskie pozycje. I znowu żołnierze 10. BK stawili zaciekły opór. Niemcy mieli dostateczne siły, by obchodzić polskie stanowiska, zmuszając obrońców do odskoku w otchłań beskidzkich wzgórz i lasów.
Tego dnia do walki weszła najcięższa broń brygady. Vickersy ze 121. Kompanii gwałtownym kontratakiem pomogły strzelcom Bokszaczanina zażegnać kryzys i przegrupować siły. Niemcy byli zaskoczeni obecnością czołgów uzbrojonych w działka 47 mm, których pociski w przeciwieństwie do kaemów tankietek stanowiły dla ich wozów bojowych śmiertelne zagrożenie. Szkoda, że Maczek miał tak mało czołgów zasługujących na to miano, bo mógłby zadać przeciwnikowi ciężkie straty.
10. BK obroniła swoje pozycje, ale gorzej wiodło się kopowcom na flance. Niemieckie czołgi dopadły jeden z batalionów 1. Pułku podczas przegrupowania i rozproszyły go. Tylko natychmiastowa kontrakcja tankietek dywizjonu rozpoznawczego pozwoliła opanować sytuację. Niestety w tym czasie oddziały 3 DGór. obchodziły już skrzydło pułku i nad polskim zgrupowaniem zawisło widmo katastrofy.
[b]4 września – kontratak pod Mszaną[/b]
Płk Maczek, chcąc utrzymać obronę, zdecydował się na zwrot zaczepny na lewym skrzydle swojego ugrupowania, przeciwko oddziałom 4 DLek. i 3 DGór. pod Mszaną. Naprzeciw 2. DPanc. pozostawił tylko 10. PSK wsparty baterią artylerii i szwadronem ppanc. Reszta brygady nocą z 3 na 4 września pokonała 60 km szerokim łukiem przez Myślenice, aby nad ranem wesprzeć wyczerpanych żołnierzy płk. Wójcika. Był to wyczyn nie lada ze względu na zatorowane przez uciekinierów drogi. Pluton regulacji ruchu dokonywał cudów, by oczyścić przejazd dla wojska. Widok płaczących kobiet i dzieci, których dobytek trzeba było spychać siłą z traktu, był dla żołnierzy przeżyciem silniejszym nieraz od walki z wrogiem.
Polskie natarcie ruszyło w południe 4 września. Do akcji weszły niemal wszystkie wozy bojowe brygady, wsparte przez ułanów 24. Pułku. Ich impet odrzucił Niemców o 4 km, a celny ogień zmusił do ucieczki wrogie samochody pancerne i kilka czołgów. Po południu Niemcy wyprowadzili kilka wściekłych kontrataków, ściągając pod Mszanę niemal połowę wozów bojowych 4. DLek. Większość ataków odparto. Jednak wobec ponownej groźby oskrzydlenia żołnierze Maczka znowu musieli się cofnąć.
Podczas pięciodniowych zmagań w Beskidzie Wyspowym 10. Brygada zdała swój egzamin na piątkę, nie dopuszczając pancernych kolumn wroga na tyły Armii „Kraków”. Dzienne tempo niemieckiego natarcia wynosiło tu zaledwie 4 – 5 km.
[srodtytul]„Uderz i odskocz”[/srodtytul]
Scenariusz kolejnych dni walk wyglądał podobnie. Określenie „uderz i odskocz” stało się mottem dla oskrzydlanych ze wszystkich stron oddziałów brygady. Kontrataki pod Pcimiem, Wiśniczem i Dąbiem wyznaczyły kolejne punkty na szlaku bojowym pancerniaków płk. Maczka.
10. BK osłaniała odwrót Armii „Kraków” na linię Sanu, walcząc z oddziałami 4 DLek. i 2 DPanc. w okolicach Rzeszowa, Łańcuta i Jarosławia, niejednokrotnie ratując wycofującą się polską piechotę przed zagonami pancernymi wroga. Od 12 września żołnierze brygady uczestniczyli aktywnie w obronie Lwowa, tocząc m.in. zażarte boje o wieś Zboiska i wzgórze 324.
17 września, na wieść o agresji sowieckiej, brygada na polecenie naczelnego wodza oderwała się od nieprzyjaciela i udała do Halicza, a potem do Stanisławowa, gdzie zastał ją tragiczny rozkaz opuszczenia terytorium Rzeczypospolitej i przejścia na Węgry bądź do Rumunii. Jej oddziały wraz z całym sprzętem przekroczyły 19 września granicę węgierską.
[srodtytul]Zmarnowana szansa[/srodtytul]
Obok 10. BK marszałek Rydz-Śmigły miał do dyspozycji kilka innych jednostek pancernych i zmotoryzowanych: wspomnianą Warszawską Brygadę Pancerno-Motorową płk. Roweckiego oraz 1., 2. i 21. bataliony czołgów lekkich. Ale bataliony wchodziły do akcji samodzielnie, a ich kompanie walczyły najczęściej w odosobnieniu, wspierając działania piechoty. Czasem pozwalało to na odniesienie lokalnego sukcesu, ale nie mogło zmienić sytuacji na szerszą skalę.
Przykładem mogą być losy 2. Batalionu. Dwie kompanie (ok. 30 czołgów 7TP) użyto 4 września w bitwie pod Piotrkowem. Śmiałe przeciwuderzenie polskich czołgów wspartych piechotą pozwoliło na częściową likwidację niemieckich przyczółków nad rzeką Prudką. Doszło do pierwszych pojedynków czołgowych, z których polskie załogi wyszły zwycięsko, niszcząc sześć wozów nieprzyjaciela przy stracie jednego własnego i dwóch uszkodzonych. Kolejny dzień walk to seria polskich uderzeń na pozycje 1. DPanc. toczonych już ze zmiennym szczęściem. Niemcy wykazali się doskonałym współdziałaniem czołgów, artylerii polowej i dział ppanc., przez co polskie oddziały nie zdołały przełamać ich obrony. Pancerniacy zniszczyli 15 wozów bojowych przeciwnika, ale za cenę 12 własnych. Zahamowali jednak manewr wroga zmierzający do okrążenia polskiej obrony w okolicach Piotrkowa. Niestety kompanie 2. Batalionu uległy rozproszeniu i działały dalej samodzielnie.
Z kolei 1. Batalion czołgów w pierwszych dniach września odbył serię długich przemarszów powodujących awarie sprzętu i zużywanie cennego paliwa. Wreszcie 7 września został rzucony do osłony wycofujących się za Wisłę oddziałów 13. DP. Rozproszone na szerokim froncie kompanie i plutony toczyły boje spotkaniowe z niemieckimi czołgami, ratując przed zagładą polską piechotę. Doprowadziło to utraty kolejnego zwartego odwodu pancernego. Część jednostki (ok. 20 wozów) zebrano ponownie za Wisłą i podporządkowano Warszawskiej Brygadzie Pancerno-Motorowej.
Jednostka płk. Roweckiego przeszła swój chrzest bojowy dopiero 13 września, atakując niemieckie przyczółki na Wiśle pod Annopolem. W kolejnych dniach brygada cofała się wraz z oddziałami Armii „Lublin” na Lwów wobec zaciskających się niemieckich kleszczy. Ostatni akt dramatu polskich pancerniaków rozegrał się pomiędzy 18 a 20 września w trakcie bitwy pod Tomaszowem Lubelskim. Do desperackiej próby przebicia się na południowy wschód rzucono ok. 80 wozów bojowych, w tym ok. 30 czołgów 7TP i Vickers. Ale nie użyto ich w masie na głównym kierunku natarcia, tracąc większość wozów przy wsparciu działań piechoty. Zdobyto na jakiś czas miasto, jednak nie otworzono sobie definitywnie drogi na południe.
W trakcie kampanii wrześniowej Wehrmacht stracił oficjalnie 674 czołgów i 318 samochodów pancernych. Stanowiło to prawie 1/3 użytego sprzętu. Straty bezpowrotne wyniosły ok. 250 czołgów. Szacuje się, że ok. 70 z nich, a także 30 samochodów pancernych, padło łupem polskiej broni pancernej.
Co ciekawe, niemieckie straty w sprzęcie pancernym podczas kampanii na Zachodzie latem 1940 roku były niewiele większe. Biorąc pod uwagę ogromną przewagę materiałową armii francuskiej i brytyjskiej nad wrześniową armią polską, wystawia to polskim żołnierzom bardzo dobre świadectwo.
[i]Aleksander Socha, politolog, historyk, zajmuje się historią wojskowości[/i]