Zaproponowała też swój wiersz „Trzy struny” jako słowa hymnu dla powstańców. Piłsudski odpowiedział grzecznie, lecz odmownie, na propozycję, a sprawę wiersza w ogóle pominął. Stąd obraza Iłłakowiczówny.
Poznali się niewiele wcześniej, w 1911 roku, w mieszkaniu Piłsudskiego na Szlaku w Krakowie, gdzie siostra poetki pomagała przyszłemu Marszałkowi, tłumacząc dla niego broszury i opracowania wojskowe.
Swój tomiki poezji „Trzy struny”, z przemilczanym przez Piłsudskiego utworem wydanym w 1917 roku, Iłłakowiczówna zadedykowała, chcąc wzbudzić wyrzuty sumienia, właśnie jemu. Ale nie tylko dlatego. W latach wojny, jak sama pisze, w sposób niezrozumiały, irracjonalny zapałała „żarliwą wiarą w Józefa Piłsudskiego”. Nie służyła w Legionach, ale była na wojnie jako sanitariuszka tzw. polskiej czołówki (medycznej) przy wojsku rosyjskim.
Niemal od chwili odzyskania niepodległości zaczęła pracować jako urzędniczka w MSZ.
Dla poetki (debiut w 1911 roku) nie było to wymarzone zajęcie. Pracowała w MSZ do 1926 roku, gdy po zamachu majowym przypomniał sobie o niej Piłsudski i zaproponował pracę w charakterze sekretarza ministra spraw wojskowych. I chyba nie najmniej ważne w tym wyborze było to, że Iłłakowiczówna była wilnianką (urodziła się w tym mieście w 1888 lub w 1892 roku), pochodziła więc z jego ukochanego miasta. Praca sekretarza oznaczała w praktyce czytanie korespondencji, próśb, zażaleń, skarg, wniosków, etc. i reagowanie na nie w imieniu Marszałka. Choć nominalnie zajmował się wojskiem, wiadomo było, że jest najważniejszą osobą w państwie. Stąd zalew listów do niego. Iłłakowiczówna odpisywała w jego imieniu. W razie wątpliwości miała się radzić Aleksandra Prystora.