Nad miasto nadciągają wciąż nowe fale bombowców Luftwaffe. Warszawa przeżywa najcięższy nalot od początku wojny. Zbliża się ostateczny szturm Niemców na oblężoną stolicę. Jak co dzień prezydent Stefan Starzyński, komisarz cywilny przy Dowództwie Obrony Warszawy, wchodzi do studia Radia Warszawa II przy ul. Zielnej. Od trzech tygodni jego głos towarzyszy mieszkańcom walczącego miasta. Starzyński sprzeciwia się wezwaniu płk. Umiastowskiego, by wszyscy mężczyźni zdolni do noszenia broni opuścili miasto. Zapewnia, że Warszawa będzie broniona. Nawołuje do otwierania sklepów i aptek, apeluje o gaszenie pożarów, ogłasza mobilizację do Ochotniczych Batalionów Obrony Warszawy. Jego przemówienia, z których przebija nieugięta wola wytrwania, mobilizują bezradnych i dodają otuchy wątpiącym.
Prezydent zasiada przed mikrofonem. Mówi z trudem, przezwyciężając silną chrypę. Jego słowom towarzyszy huk bomb. Walą się w gruzy kamienice, dom za domem ogarniają pożary. „Chciałem, by Warszawa była wielka. Wierzyłem, że wielka będzie. Ja i moi współpracownicy kreśliliśmy plany, robiliśmy szkice wielkiej Warszawy przyszłości. I Warszawa jest wielka. Prędzej to nastąpiło, niż przypuszczaliśmy. Nie za lat 50, nie za 100, lecz dziś widzę wielką Warszawę.
Gdy teraz do was mówię, widzę ją w całej wielkości i chwale, otoczoną kłębami dymu, rozczerwienioną płomieniami ognia, wspaniałą niezniszczalną, wielką walczącą Warszawę. I choć tam, gdzie miały być wspaniałe sierocińce, gruzy leżą, choć tam, gdzie miały być parki, dziś są barykady, gęsto trupami pokryte (...) Warszawa broniąca honoru Polski jest u szczytu swej wielkości i sławy” – mówi Starzyński. Mieszkańcy stolicy słyszą prezydenta po raz ostatni. Po jego przemówieniu Warszawa II zaczyna nadawać koncert c-moll Rachmaninowa. Jej nadajniki nagle milkną. Jest trzecia po południu 23 września 1939 r.
Niespełna rok wcześniej Stefan Starzyński otwiera wielką wystawę „Wczoraj, dziś, jutro Warszawy”. Plany przewidują m.in. budowę dwóch linii metra, nowoczesnej elektrowni i parków, trasy N-S i przebicia Marszałkowskiej przez Ogród Saski. Wcześniej stolica, choć nazywana Paryżem Północy, wciąż nosiła piętno prowincjonalnego miasta rosyjskiego. Starzyński – mianowany w 1934 r. komisarycznym prezydentem stolicy – chce z niej uczynić europejską metropolię. Udaje mu się zrównoważyć miejski budżet i tępiąc marnotrawstwo, ograniczyć ogromny deficyt. Ratusz buduje wodociągi, linie energetyczne, arterie wylotowe. Przybywa tramwajów i autobusów, szkół i szpitali. Prezydent, ekonomista i zwolennik interwencjonizmu państwowego, wspiera inwestycje budowlane, zwłaszcza na peryferiach. Miasto wykupuje lub przejmuje od państwa grunty pod zabudowę i realizuje wielki projekt melioracji przedmieść. To praca na lata i pokolenia – na Okęciu czy Pelcowiźnie wciąż rosną budowane przez bezrobotnych budy i szałasy. Ale, uważa prezydent, miasto można uczynić piękniejszym niemal od razu. Dzięki akcji „Warszawa w kwiatach” na stołecznych balkonach i w ogródkach od wiosny do jesieni rozkwitają kwiaty.
Osiągnięcia Starzyńskiego budzą respekt nawet przeciwników politycznych. Powołanie go na komisarycznego prezydenta stolicy, której samorząd składa się z opozycyjnych endeków i socjalistów, oznacza przejęcie władzy w mieście przez obóz rządowy. Starzyński, urodzony na warszawskim Powiślu, już w gimnazjum trzykrotnie aresztowany m.in. za kolportowanie „Robotnika”, w 1912 r. wstępuje do Związku Strzeleckiego. Walczy w I Brygadzie Legionów, działa w POW. Po maju 1926 r. szybko awansuje. Zostaje wiceministrem skarbu, potem posłem i wiceprezesem Banku Gospodarstwa Krajowego. Jego żona Paulina pomaga Aleksandrze Piłsudskiej prowadzić przedszkole dla dzieci wojskowych, odwiedzane nieraz przez samego Marszałka. Oboje pasjonują się teatrem, często spędzają wieczory także w kinematografie. Starzyński uwielbia szybką jazdę swym motocyklem, potem kupuje samochód sportowy.