Atlantyk zaświecił nadzieją

Niemcy otrzymali dotkliwy cios. Świat się dowiedział, że po klęsce Polski wojna trwa...

Publikacja: 08.05.2009 06:42

Pójście na dno jednego okrętu Kriegsmarine nie oznaczało zwrotu w wojnie. Zwłaszcza że „Admiral Graf Spee” zatopił wcześniej

Brytyjczykom dziewięć statków handlowych, a osaczony u ujścia La Platy dotkliwie pokiereszował im trzy krążowniki.

Ale znaczenie bitwy morskiej stoczonej hen, na półkuli południowej wykraczało poza batalistyczno-marynistyczny epizod.

Oto świat dowiedział się pod koniec 1939 roku, że militarna klęska Polski była przegraną w jednej tylko, początkowej kampanii wojny, która trwa, i obejmuje obszary tak ogromne jak imperium brytyjskie i szlaki komunikacyjne na wszystkich oceanach. Pościg za niemieckim korsarzem zaczął pasjonować opinię międzynarodową, bo był szalenie – jak byśmy dziś powiedzieli – medialny. A jego dramatyczny finał rozegrał się dosłownie na oczach licznej publiczności, reporterów gazet i rozgłośni radiowych z wielu krajów. Hitlerowski pancernik chroniący się w neutralnym porcie i brytyjskie okręty czekające na wykonanie egzekucji znajdowały się w zasięgu kamer filmowych i aparatów fotograficznych.

I cóż ujrzeli tak licznie zgromadzeni świadkowie? Zobaczyli i utrwalili w relacjach niemiecką klęskę, szalenie spektakularną, bo cóż może być bardziej widowiskowego niż wybuch rozrywający stalowy kadłub i pogrążanie się w wodzie wielkiego okrętu i jego dział, które już nigdy do nikogo nie wystrzelą?

Cios był dotkliwy. Niemcy stracili bardzo kosztowną i skuteczną broń, zwaną wprawdzie pancernikiem kieszonkowym, ale o ogromnej sile ognia. Przypominał on anegdotę:

– Liliput – ale z jaką lagą! Działa potrafiące razić pociskami o średnicy 28 cm na odległość niemal 30 km to nie zabawka.

Nie wiadomo do końca, czy komandor Hans Langsdorff bardziej przestraszył się śmiertelnego boju, czy bardziej współczuł swoim marynarzom i chciał ich ochronić przed nieuchronną – jak mu się zdawało – śmiercią. Z obawami zapewne przesadził, ale w każdym razie wysadził załogę na brzeg, a okręt w powietrze. Hitler oszalał z wściekłości. A świat zobaczył, że butni Teutoni to też ludzie, którzy czują strach i których można pokonać. Zaświecił promyk nadziei tak potrzebnej w owej okrutnej wojnie.

[i]Maciej Rosalak, redaktor „Batalii największej z wojen”, dziennikarz „Rzeczpospolitej”, e-mail: m.rosalak@rp.pl[/i]

Historia
Przypadki szalonego Kambyzesa II
Materiał Promocyjny
BIO_REACTION 2025
Historia
Paweł Łepkowski: Spór o naturę Jezusa
Historia
Ekshumacje w Puźnikach. Do odnalezienia drugi dół śmierci
Historia
Paweł Łepkowski: „Największy wybuch radości!”
Materiał Promocyjny
Cyberprzestępczy biznes coraz bardziej profesjonalny. Jak ochronić firmę
Historia
Metro, czyli dzieje rozwoju komunikacji miejskiej Część II
Materiał Promocyjny
Pogodny dzień. Wiatr we włosach. Dookoła woda po horyzont