Pierwsze dwa lata państwa polskiego, odradzającego się po stuleciu nieistnienia, przypominają zaiste czas formowania się kontynentów na ziemskim globie. Rzadko kiedy – i w geologii, i w naszej historii – występowały tak potężne siły, niszczycielskie i sprawcze zarazem. Działo się dużo i w szalonym tempie, a skutek pozostawał nieznany. I rzadko kiedy, a w polskich dziejach bodaj nigdy przedtem tak wiele nie zależało od jednego człowieka, jego rozumu, siły woli, umiejętności organizacyjnych, charyzmy i zdolności przewidywania.

Historię swoją piszcie sami, bo inaczej napiszą ją za was inni, i będzie źle... – te znane słowa Józefa Piłsudskiego najbardziej pasują do niego samego właśnie w tych dniach, miesiącach i latach, kiedy dzieło tworzenia Rzeczypospolitej budziło ogromne nadzieje, ale i ogromną niepewność. Wszystko było możliwe w ów czas, kiedy waliły się trony, nieznana wcześniej rewolucja na rozległym subkontynencie rosyjskim wywoływała u jednych grozę, u drugich euforię, a cywilizowane demokracje niezdarnie usiłowały uporządkować świat.

Jak mogłaby wyglądać Polska, gdyby Polacy pod przewodem Piłsudskiego przede wszystkim, ale też Dmowskiego, Paderewskiego i Korfantego nie zdołali wziąć spraw we własne ręce? Gdyby nie walczyli od pierwszych dni i miesięcy – we Lwowie, w Wielkopolsce, na Śląsku, na Kresach? Gdyby nie ruszyli z Piłsudskim na Kijów; nie podbijać Ukraińców, lecz wraz z nimi odsunąć śmiertelne niebezpieczeństwo moskiewskie? Otóż gdyby pozostali bezczynni i potulnie czekali, co im przyniesie rozgrywka między Anglikami i Francuzami, to nasze nowe państwo byłoby zapewne kadłubkiem. Składałoby się nań Mazowsze z częścią Podlasia, Małopolska zachodnia, Wielkopolska niekoniecznie z Poznaniem, parę kopalni na Górnym Śląsku i jakaś nitka wzdłuż Wisły łącząca Płock z Gdańskiem.

To coś, przypominające w zarysach Księstwo Warszawskie, najdalej latem 1920 roku padłoby łupem bolszewików, a Lloyd George palcem w bucie by nie kiwnął w jego obronie. Niszczycielskie żywioły i moc sprawcza. Polacy napisali po prostu wtedy sami własną historię.