Czatyrdach nad innymi górami

„Piłsudski był jednym z najgłębszych przeżyć mojej młodości, takim jak »Wesele« Wyspiańskiego. Był mimo wszystkich ułomności, przerostów, anachronizmów, największym bodaj mężem stanu w polskiej historii. Nie przeżywszy go, nie można było naprawdę być wolnym Polakiem” – tak pisał o Marszałku 15 lat po jego śmierci Jan Lechoń, autor najpiękniejszego wiersza o Józefie Piłsudskim.

Publikacja: 03.06.2009 17:02

Jan Lechoń

Jan Lechoń

Foto: Rzeczpospolita

Za czas powstania tego utworu – jednego z siedmiu zaledwie składających się na legendarny, wydany w 1920 r. tomik „Karmazynowy poemat” – przyjmuje się najczęściej listopad 1918 roku. Niektórzy badacze utrzymywali jednak, że powstał on nieco później – w styczniu 1919 r. lub o rok wcześniej, bo w 1917 roku, gdy w Warszawie odbywała się rewia w związku z powołaniem Rady Regencyjnej, a Piłsudski był więziony w Magdeburgu. Jest to niewykluczone, w końcu w „Dzienniku” poeta wyznaje, że i „Mochnackiego”, i „Piłsudskiego” pisał „w rozpaczy”. Ze względu na długość wiersza przypomnę tylko zakończenie „Piłsudskiego”:

Aż nagle na katedrze zagrali trębacze!

Mariackim zrazu cicho śpiewają

kurantem,

A później, później bielą, później

amarantem,

Później dzielą się bielą i krwią,

i szaleństwem,

Wyrzucają z trąb radość i miłość

z przekleństwem,

I dławią ją wzruszeniem i płakać

nie mogą,

I nie chrypią, lecz sypią w tłum

radosną trwogą,

A ranek, mroźny ranek sypie w oczy

świtem,

A konie? Konie walą o ziemię

kopytem.

Konnica ma rabaty pełne galanterii.

Lansjery – bohatery! Czołem kawalerii!

Hej, kwiaty na armaty! Żołnierzom

do dłoni!

Katedra oszalała! Ze wszystkich sił

dzwoni.

Księża idą z katedry w czerwieni

i złocie,

Białe kwiaty padają pod stopy

piechocie,

Szeregi za szeregiem! Sztandary!

Sztandary!

A On mówić nie może! Mundur

na nim szary.

[b]Jan Lechoń[/b] (naprawdę Leszek Serafinowicz), ten polski Rimbaud, poeta z prawdziwie Boskiego nadania, którego debiutancki tomik poezji ukazał się w 1913 roku, gdy autor miał 14 lat, a Teatr w Pomarańczarni wystawił jego „W pałacu królewskim” w 1916 r. – Pozostał piłsudczykiem do ostatnich dni swojego życia. „Choć o nim nie myślę – pisał – i nie wzywam jego imienia nadaremno, jestem wierny Piłsudskiemu jak wspomnieniom młodości, jak Mickiewiczowi czy Żeromskiemu. To zarazem instynkt i przekonanie, że on stał jak Czatyrdah nad innymi górami, nad wszystkimi fachowcami polityki, jedyny wśród nich – na miarę Szekspira i Wyspiańskiego, jedyny należący do poezji”.

W swej twórczości oddał też Lechoń hołd wysiłkowi legionowemu, jeden z wierszy poświęcając majorowi Brzozie, który odznaczył się w bitwie pod Kostiuchówką na Wołyniu w lipcu 1916 roku. Był on z pochodzenia Czechem, nazywał się Ottokar Brzoza-Brzezina. Na początku i końcu wiersza o nim poeta umieścił to samo zdanie: „To major Brzoza kartaczami w moskiewskie pułki wali”, a w środku utworu ukrył taką strofę:

Dudni nam ziemia, dudni, dudni.

Radujcie się majorze!

Tylko się Polska nam rozcudni,

Gdy skwarny przyjdzie czas południ

Na nasze krwawe zboże.

Wybuch wojny zastał Lechonia w Paryżu, skąd w 1940 r. przez Portugalię wyjechał do Brazylii, a stamtąd w grudniu 1941 r. do Stanów Zjednoczonych, gdzie osiadł w Nowym Jorku. 8 czerwca 1956 roku wyskoczył z okna hotelu przy 57. ulicy, ginąc na miejscu. 35 lat później prochy poety sprowadzone zostały do ojczyzny i złożone w grobie rodzinnym na cmentarzu w podwarszawskich Laskach.

Historia
Przypadki szalonego Kambyzesa II
Materiał Promocyjny
BIO_REACTION 2025
Historia
Paweł Łepkowski: Spór o naturę Jezusa
Historia
Ekshumacje w Puźnikach. Do odnalezienia drugi dół śmierci
Historia
Paweł Łepkowski: „Największy wybuch radości!”
Materiał Promocyjny
Cyberprzestępczy biznes coraz bardziej profesjonalny. Jak ochronić firmę
Historia
Metro, czyli dzieje rozwoju komunikacji miejskiej Część II
Materiał Promocyjny
Pogodny dzień. Wiatr we włosach. Dookoła woda po horyzont