Kiedy rok później wyczyn ten – ku chwale brytyjskiego imperium – powtórzył kmdr Charles Rumney Samson, tym razem startując z okrętu znajdującego się w ruchu, stało się jasne, że rozpoczął się światowy wyścig w tworzeniu lotnictwa pokładowego. Na pierwsze lądowanie na płynącym po pełnym morzu okręcie trzeba było poczekać do 1917 roku, jednak możliwość ataku lotniczego wyprowadzonego z dala od własnych lotnisk i baz zaopatrzeniowych zawładnęła wyobraźnią wojskowych strategów.
Pierwszego ataku lotniczego z pokładu okrętu dokonali Japończycy jeszcze podczas pierwszej wojny światowej. Cztery wodnosamoloty startujące z platformy transportowca „Wakamiya” przeprowadziły wówczas śmiały rajd bombowy na niemiecką bazę morską Tsingtao w Chinach.
Nie próżnowali także Brytyjczycy, którzy wysłali na morze pierwsze klasyczne lotniskowce zbudowane na bazie dużych statków handlowych oraz pancerników i krążowników liniowych. Samoloty startujące z pokładu „Ark Royal” wspierały alianckie lądowanie w Dardanelach, a piloci z „Furious” z powodzeniem atakowali nadmorskie bazy niemieckich sterowców.
Mimo że w latach 20. i 30. XX wieku większość światowych potęg morskich przystąpiła do rozbudowy flot lotniskowców, eksperci spierali się o ich miejsce w przyszłych konfliktach zbrojnych. Nad horyzontem mórz i oceanów ciągle rozpościerała się wiara w siłę potężnych dział wielkich pancerników. Dlatego początkowo lotniskowce zepchnięto do roli okrętów osłony i wsparcia.
Jednym z tych, którzy przewidzieli pierwszoplanową rolę lotniskowców w przyszłych bitwach morskich, był japoński admirał Yamamoto. Uważał lotniskowce za „najbardziej ofensywną ze wszystkich broni”, a plany rozbudowy floty pancerników publicznie skrytykował: „Pancerniki przydadzą się Japonii w nowoczesnej walce jak miecze samurajskie”.