Służby tyłowe, zwłaszcza oddziały transportu kolejowego (Eisenbahn-Pionier) i drogowego (Grosstransportraum), były zbyt nieliczne i niedostatecznie wyposażone, aby skutecznie realizować powierzone im zadania na wielkich obszarach imperium Stalina. Do dyspozycji Grupy Armii „Środek” nacierającej w kierunku Moskwy oddano np. zaledwie dwa pułki pionierów kolejowych i jeden transportu motorowego (ok. 1600 ciężarówek).
Podążający za czołowymi dywizjami Wehrmachtu saperzy budowlani potrafili położyć do 20 km torów dziennie. Aby jednak niezbędne zaopatrzenie mogło dotrzeć do oddziałów frontowych, musieli także naprawić wiele innych zniszczonych elementów infrastruktury (mosty, stacje przeładunkowe, magazyny itp.).
Po wykonaniu niezbędnych prac linie kolejowe podciągano ok. 100 km od linii frontu. Ze stacji końcowych do baz korpusów zaopatrzenie dostarczano ciężarówkami, a stamtąd transportem konnym do dywizyjnych magazynów na bezpośrednim zapleczu frontu.
Sytuację oddziałów Grupy Armii „Środek” jesienią 1941 roku dodatkowo utrudniły deszcze, które mocno ograniczyły i tak niewielką przepustowość kiepskich sowieckich dróg. Samochody i transportery grzęzły, a czasem dosłownie tonęły w błocie. Dopiero listopadowe mrozy zwiększyły mobilność niemieckiego zaplecza, jednak zatory zaopatrzeniowe tworzące się już na terytorium Polski nie pozwalały na poprawienie losu frontowego żołnierza.
Podczas gdy zapasy odzieży zimowej zalegały w magazynach nad Wisłą, na podmoskiewskich równinach żołnierze Wehrmachtu musieli się zmierzyć z nowym wrogiem – zimą. Temperatura spadła od -20 do -30 stopni C i kondycja zdrowotna wojska ubranego w jesienną odzież gwałtownie się pogorszyła. Zanotowano ok. 100 tys. przypadków odmrożeń, w szeregach szerzyła się czerwonka, załatwianie najprostszych potrzeb fizjologicznych wiązało się z ryzykiem śmierci.