Strategia i taktyka: sprzymierzeni na Dalekim Wschodzie

Alianci przystępowali do wojny na Dalekim Wschodzie, nie posiadając sprecyzowanej doktryny jej prowadzenia. W Londynie pokładano wiarę w potęgę morską imperium brytyjskiego. Żywiono nadzieję, że obecność potężnych okrętów „Prince of Wales” i „Repulse” odstraszy Japończyków.

Publikacja: 17.07.2009 07:54

Strategia i taktyka: sprzymierzeni na Dalekim Wschodzie

Foto: Rzeczpospolita, Norbert Suchorzewski

Kiedy po ataku na Pearl Harbor cesarskie armie uderzyły na posia- dłości brytyjskie, holenderskie i amerykańskie w Azji Południowo-Wschodniej, szybko dostrzeżono konieczność koordynacji działań.

Utworzono jednolite dowództwo – tzw. ABDACom – ale nie było ono w stanie sprawnie kierować operacjami oddziałów (często kolonialnych) rozrzuconych na ogromnym obszarze od Birmy po Australię, które nie stanowiły jednolitego związku operacyjno-taktycznego. Klęski poniesione przez aliantów na morzu ograniczyły możliwości obronne jednostek lądowych. Co gorsza, przeciwko nim stanęła dobrze wyszkolona, posiadająca wysokie morale i jednolicie dowodzona armia japońska. Znaczna jej część miała za sobą doświadczenia bojowe z Chin i Mandżurii.

Wojska sprzymierzone wyraźnie ustępowały przeciwnikowi.

Oddziały holenderskie, stanowiące równowartość dwóch dywizji piechoty, nie przedstawiały poważnej siły bojowej. Tworzona pod nadzorem amerykańskich oficerów armia Filipin była dopiero w fazie formowania, a żołnierze byli słabo wyszkoleni.

Wojska brytyjskie – najsilniejsze liczebnie w regionie – były zlepkiem różnych formacji, słabo przy- stosowanych do działań w warunkach tropikalnych. Dobrze wyposażone, częściowo zmechanizowane dywizje brytyjskie i hinduskie szkolono na podstawie regulaminów sprawdzających się na piaszczystych pustkowiach Afryki i Bliskiego Wschodu.

Jednostki hinduskie były odbiciem mieszanki etniczno-religijnej, jaką stanowią Indie. Służący w nich żołnierze mówili różnymi językami, modlili się do różnych bogów, hołdowali odmiennym zwyczajom, a ich postawa na froncie była uzależniona od lojalności kadry oficerskiej. Na domiar złego rok przed wybuchem wojny przeprowadzono w Indiach nowy pobór, przez co zgrane formacje uległy rozwodnieniu w masie świeżego i niedoświadczonego rekruta.

Największą wartość przedstawiały jednostki australijskie, których dowódcy kładli duży nacisk na przy- stosowanie żołnierzy do walki w dżungli. Jednak nawet najlepsze wyszkolenie pojedynczych pododdziałów nie mogło naprawić błędów dowódców wyższego szczebla. Brytyjscy dowódcy prowadzili swoje oddziały z kolonialną manierą, zapominając o koordynacji działań.

Operujące samodzielnie bataliony nie mogły liczyć na wsparcie jednostek dywizyjnych czy brygadowych. Trzymające się dróg oddziały brytyjskie były łatwo obchodzone przez poruszające się po bezdrożach dżungli wojska japońskie, które łatwo wychodziły na ich tyły.

Kiedy po ataku na Pearl Harbor cesarskie armie uderzyły na posia- dłości brytyjskie, holenderskie i amerykańskie w Azji Południowo-Wschodniej, szybko dostrzeżono konieczność koordynacji działań.

Utworzono jednolite dowództwo – tzw. ABDACom – ale nie było ono w stanie sprawnie kierować operacjami oddziałów (często kolonialnych) rozrzuconych na ogromnym obszarze od Birmy po Australię, które nie stanowiły jednolitego związku operacyjno-taktycznego. Klęski poniesione przez aliantów na morzu ograniczyły możliwości obronne jednostek lądowych. Co gorsza, przeciwko nim stanęła dobrze wyszkolona, posiadająca wysokie morale i jednolicie dowodzona armia japońska. Znaczna jej część miała za sobą doświadczenia bojowe z Chin i Mandżurii.

Historia
Paweł Łepkowski: „Największy wybuch radości!”
Historia
Metro, czyli dzieje rozwoju komunikacji miejskiej Część II
Historia
Krzysztof Kowalski: Cień mamony nad przeszłością
Historia
Wojskowi duchowni prawosławni zabici przez Sowietów w Katyniu będą świętymi
Historia
Obżarstwo, czyli gastronomiczne alleluja!
Materiał Promocyjny
Lenovo i Motorola dalej rosną na polskim rynku