Wiosenne noce na Bałtyku bywają chłodne. Kurier „Zych” ukryty za zwałami węgla w „bunkrze” szwedzkiego parowca, który 20 kwietnia 1943 r. wypłynął z Gdyni, dygocze z zimna. Nad nim, na stalowych płytach pokładu, zbierają się krople wody z parującego węgla i co chwila spadają na jego twarz.
W kieszeniach dokerskiego kombinezonu „Zych” ma klucz, figurkę św. Antoniego i automatyczny ołówek, w których ukryte są mikrofilmy z pocztą komendanta głównego i Biura Informacji i Propagandy AK. Upływa 40 godzin od chwili, gdy polscy robotnicy portowi ulokowali go w tej ciemnej kryjówce. A więc jest w połowie drogi do Sztokholmu.
Ale nagle maszyny się zatrzymują. Czy to już port szwedzki, czy może niemiecki? Szufla okrętowego dźwigu zaczyna wydobywać węgiel z ładowni. „Zych” rzuca się do luku. Po chwili przy pomocy Szwedów wydostaje się na pokład. Dokoła widzi czerwone dachy domów i wille w ogrodach – to Gotlandia. Tak blisko i tak daleko od okupacyjnej Warszawy, terroru, łapanek, wszechobecnej śmierci i wojennej nędzy.
Urodzony w 1914 r. i wychowany w Warszawie Zdzisław Jeziorański mimo powstańczych tradycji rodzinnych, nie marzył wcześniej o wojennych przygodach. Po ukończeniu studiów na Uniwersytecie Poznańskim został asystentem sławnego ekonomisty prof. Edwarda Taylora. Zmobilizowany w 1939 r. do artylerii konnej zostawił w biurku pierwsze rozdziały pracy doktorskiej o cyklach koniunktury gospodarczej w Polsce.
We Wrześniu bateria, do której się przyłączył, broniła Bugu pod Hrubieszowem. Wysłany na poszukiwanie zaginionego działa podchorąży dostał się do niewoli niemieckiej, z której udało mu się uciec. Nazwiska większości swych kolegów, których ogarnęły wtedy wojska sowieckie, znalazł po latach na listach katyńskich.