7 grudnia 1941 roku zniszczyli okręty US Navy w Pearl Harbor, a następnie ruszyli morzem i lądem z południowych Chin na obszary będące dotąd pod kontrolą brytyjską, holenderską i amerykańską.
W grudniu wylądowali na Marianach i Wyspach Gilberta oraz na Filipinach, gdzie pokonali 30-tysięczny korpus USA. 25 grudnia 1942 roku zajęli Hongkong, a 15 lutego Singapur.
W najgorszych snach Brytyjczycy nie przypuszczali, że dotrą do niego lądem, i to już pod koniec grudnia. Podobnie Holendrzy, którzy ujrzeli Japończyków na Borneo i Celebesie na początku 1942 roku. 19 lutego zbombardowali Darwin na północnym wybrzeżu Australii, co wzbudziło popłoch również w tym kraju. Okręty sprzymierzonych poniosły w tym czasie dotkliwą klęskę na Morzu Jawajskim.
Dla Amerykanów druga wojna światowa toczyła się głównie w rejonie Pacyfiku. I można to zrozumieć, zwłaszcza jeśli spojrzeć z zachodniego wybrzeża USA. Ale pole widzenia ze wschodniego wybrzeża jest już inne. Tonęły wysyłane stąd statki z pomocą dla Wielkiej Brytanii, okręty US Navy musiały zwalczać U-Booty, do RAF zdążali na ochotnika lotnicy.
Tym bardziej dziwi rozpowszechniony w Stanach pogląd, że druga wojna zaczęła się 7 grudnia 1941 roku. Jeżeli przyjąć, że dopiero walki na zachodniej półkuli rozszerzyły konflikt na cały glob, to wybuch światowej rzezi należałoby przesunąć, ale wstecz, aż po rok 1937, kiedy Japończycy rozpoczęli okrutny podbój Chin.