Reklama

Skorpion samuraj

Zasady samurajskiego kodeksu bushido pod pewnymi względami przypominają mentalność skorpiona ze znanej anegdoty o tym, jak przeprawiał się na drugą stronę rzeki dzięki antylopie

Publikacja: 31.07.2009 14:36

Jeńcy alianccy budują linię kolei birmańskiej, kadr z filmu „Most na rzece Kwai” Davida Leana z 1957

Jeńcy alianccy budują linię kolei birmańskiej, kadr z filmu „Most na rzece Kwai” Davida Leana z 1957 r.

Foto: Imageforum/East News

Zasady samurajskiego kodeksu bushido pod pewnymi względami przypominają mentalność skorpiona ze znanej anegdoty o tym, jak przeprawiał się na drugą stronę rzeki dzięki antylopie. Wzięła ona na kark groźnego pajęczaka, pod warunkiem że nie ugodzi jej jadowitym ogonem. Ale kiedy wychodziła na brzeg, otrzymała śmiertelny cios.

– Dlaczego to uczyniłeś? Przecież obiecałeś? – zapytała z wyrzutem. – Wybacz – odpowiedział skorpion. – Taką już mam naturę. To silniejsze ode mnie...

Znajomość historii każe tłumaczyć okrucieństwo Japończyków podczas II wojny światowej istotą zbrojnych konfliktów, które zawsze wyzwalały w ludziach najgorsze instynkty.

Logika podpowiada z kolei, że okrucieństwo samo w sobie bywa orężem, kiedy wywołuje strach u przeciwnika i pozbawia go chęci walki. Ale w tym wypadku ani dziejopisarstwo, ani logika owego zjawiska do końca nie wyjaśni.

Ludobójcze metody mordowania jeńców wojennych głodem i pracą ponad siły, fatalnymi warunkami egzystencji, biciem, wreszcie egzekucjami ze ścinaniem samurajskimi mieczami włącznie nie spotykały (poza frontem wschodnim) alianckich żołnierzy wziętych do niewoli w Europie. Tam w warunkach beznadziejnych wojacy się na ogół poddawali. W Azji, po doświadczeniach Singapuru i Filipin, starali się walczyć do końca, bo śmierć w japońskiej niewoli była znacznie bardziej straszliwa. Postępowanie Japończyków nie było więc logiczne, jeśli założyć, że miało służyć zwycięstwu.

Reklama
Reklama

Zapomnijmy o tym założeniu. Samuraj, sam gotowy na śmierć, chciał i musiał zabijać wrogów. Jak skorpion. Nie znał litości dla siebie, więc tym bardziej dla innych. Jeniec okazywał słabość, toteż budził pogardę. Dlatego należało zdeptać jego godność, zadawać mu na wszelkie sposoby ból, wreszcie pozbawić niegodnego życia. Japończycy po prostu musieli okazywać swoją wyższość. Również wobec bezbronnej ludności podbitych krajów, pomiatając nią w sposób wyjątkowo odrażający, jak prostytuowanie przemocą chińskich i koreańskich dziewcząt.

W ich zachowaniu widzimy podobieństwo do niemieckich sojuszników. Ci też byli „rasą panów”, okazując – zwłaszcza na wschodzie Europy – niebywałą pogardę i nieznośną butę oraz mordując cały naród żydowski. Ta wojna, jak nigdy wcześniej w dziejach, stała się rzeczywiście walką dobra ze złem.

[i]Maciej Rosalak - redaktor „Batalii największej z wojen”, dziennikarz „Rzeczpospolitej”, [/i]e-mail: [mail=m.rosalak@rp.pl]m.rosalak@rp.pl[/mail]

Historia
Muzeum Getta Warszawskiego nie chce tramwaju z gwiazdą Dawida
Historia
Konspiratorka z ulicy Walecznych. Historia Izabelli Horodeckiej
Historia
Alessandro Volta, rekordzista w dziedzinie odkryć przyrodniczych
Historia
Kiedy w Japonii „słońce spadło na głowę”
Historia
Pierwsi, którzy odważyli się powiedzieć: „Niepodległość”. Historia KPN
Reklama
Reklama