Od tej pory potężne pancerniki i krążowniki pełniły rolę osłony morskiej i przeciwlotniczej dla lotniskowców, a startujące z ich pokładów samoloty torpedowo-bombowe stanowiły przedłużone ramię uderzeniowe floty, zdolne wymierzyć śmiertelny cios nieprzyjacielowi, zanim ten będzie mógł podjąć klasyczną walkę artyleryjską. W tej sytuacji kluczem do zwycięstwa było wcześniejsze wytropienie i zniszczenie lotniskowców przeciwnika.
Atak lotniczy na okręty wroga był bardzo niebezpieczny i często kończył się masakrą całych dywizjonów. Najtrudniejsze zadanie mieli piloci samolotów torpedowych atakujący z niskiej wysokości. Aby atak był skuteczny, pilot musiał utrzymać maszynę 15 – 40 m nad powierzchnią wody, lecąc z prędkością 150 – 250 km/h. Samolot był wówczas łatwym celem dla obrony przeciwlotniczej okrętów. Przedarcie się przez ścianę ognia wymagało od atakującego dużej odporności psychicznej. Wielu niedoświadczonych pilotów nie wytrzymywało napięcia i zrzucało ładunek zbyt wcześnie bądź schodziło do ataku pod niewłaściwym kątem, przez co torpedy chybiały celu.
O wiele bardziej skuteczne w zwalczaniu wrogich okrętów okazały się bombowce nurkujące zdolne do precyzyjnego trafienia w wybrany przez pilota punkt. Amerykanom zagrażały zwłaszcza japońskie maszyny Aichi D3A1 „Val”, których piloci odnieśli wiele sukcesów w pierwszym okresie wojny na Pacyfiku.
Wiara cesarskich strategów w szybkie złamanie ducha bojowego Amerykanów i wczesne zakończenie wojny sprawiła, iż Japonia wkroczyła na wojenną ścieżkę ze skromnym zapleczem szkoleniowym. Zimą 1941 roku siły powietrzne japońskiej marynarki dysponowały zaledwie 5 tys. wyszkolonych pilotów, z których 3,5 tys. znajdowało się w służbie linowej.
W trakcie bitwy o Midway japońska marynarka straciła swój najlepszy personel, którego nie udało się odbudować do końca wojny. Wprowadzane do służby nowe japońskie lotniskowce miały gorzej wyszkolone załogi, przez co cesarska flota stała się drapieżcą o stępionych kłach.