Napolijona![/i]
Kornel Makuszyński swoje „Piosenki żołnierskie” wydał w 1919 r., rok później ukazał się równie popularny „Żołnierz, diabeł i dziewczyna”. Urodzony w 1884 roku w Stryju pisarz miał już wtedy ugruntowaną pozycję w literaturze, co zawdzięczał głównie swemu talentowi, ale trochę także Janowi Kasprowiczowi, który wprowadził go na salony Lwowa. Wkrótce też stał się Makuszyński prawdziwą wizytówką tego miasta. Odwdzięczył się zresztą grodowi, który semper fidelis, takimi książkami jak: „Słońce w herbie” (1918), „Bezgrzeszne lata” (1925), „Uśmiech Lwowa” (1934).
Gdy wybuchła wojna polsko-bolszewicka, zgłosił się do wojska na ochotnika. Trafił do referatu prasowego Oddziału II Sztabu Armii Ochotniczej, w którym pracował pod kierownictwem Stefana Żeromskiego.
W latach 30. znajdował się u szczytu powodzenia. Przeniósł się do Warszawy, gdzie zamieszkał w alei Róż, uhonorowany został Złotym Wawrzynem Polskiej Akademii Literatury, wcześniej nagrodzony Państwową Nagrodą Literacką za poemat „Pieśń o Ojczyźnie”. Jak umiał (a umiał!) służył II Rzeczypospolitej, nieprzypadkowo za temat swych książek wybierając m.in. budowę Gdyni („Wielka brama”) czy rozwój polskiego przemysłu lotniczego („Skrzydlaty chłopiec” z 1934 r.). Okupację przeżył w stolicy, brał udział w powstaniu warszawskim, w czasie którego, współpracując z „Wiadomościami Powstańczymi”, opublikował jako „Stary kapral” wiersz „Śpiew Czerniakowa”. Po przejściu obozu w Pułtusku i krótkim pobycie w Krakowie od listopada 1944 roku zamieszkał w Zakopanem.
Jan Lechoń w „Dzienniku” napisał: „Kornel, typowy lwowiak, stał się takim szyldem radosnej po odzyskaniu wolności Warszawy jak jeden chyba tylko Wieniawa i stał się cieniem samego siebie, gdy Warszawa umarła”.
Jeszcze w 1946 roku ogłosił drukiem „List z tamtego świata”, jeszcze Gebethner zaczął wznawiać jego książki, ale już wkrótce ogłoszony został „literackim tandeciarzem” (Ryszard Matuszewski) i skazany na milczenie. A był on – znów oddajmy głos Lechoniowi – „chorobliwie lękliwego serca i tym piękniej, że niczego nie zrobił pod sowieckim batogiem, co by przeszło granice koniecznej samoobrony”.