„Dickie” Mountbatten ma głos

Wiosną 1942 roku nawet Winston Churchill mógł chwilami wątpić w końcowy rezultat wojny. Od kilku miesięcy sprawy szły źle.

Publikacja: 22.08.2009 12:05

Lord Mountbatten inspekcjonuje oddziały kanadyjskie przed operacją „Jubilee”

Lord Mountbatten inspekcjonuje oddziały kanadyjskie przed operacją „Jubilee”

Foto: Archiwum „Mówią wieki”

Ku zaskoczeniu świata Japończycy zajęli śmiałym manewrem Singapur, Tobruk wpadł w ręce Niemców, których łodzie podwodne zdawały się mnożyć na Atlantyku, zatapiając alianckie konwoje; na wschodzie Niemcy parli na południe Związku Sowieckiego, zamykając na północy blokadę Leningradu. A ze strony przytłoczonych wstępnymi klęskami Rosjan i Amerykanów pojawiła się presja na otwarcie w Europie drugiego frontu.

Kwestię drugiego frontu Churchill omawiał w gronie tworzących komitet szefów sztabu trzech rodzajów wojsk, któremu przewodniczył mianowany niedawno na stanowisko głównego mózgu wojsk lądowych marszałek Alan Brooke. Czwarty członek komitetu lord Louis („Dickie”) Mountbatten odpowiadał za brytyjski pomysł na nowoczesną wojnę, czyli Połączone Operacje (Combined Operations). Jego głównym zadaniem było przemyślenie i przygotowanie środków do lądowania na kontynencie, bieżącym zaś – organizacja uderzeń komandosów po drugiej stronie kanału La Manche.

Urodzony w 1900 r., związany z angielską rodziną królewską Mountbatten (do 1917 r. książęta Battenbergowie używali niemieckiej wersji nazwiska), w latach 20. i 30. osiągał kolejne szczeble w marynarce, specjalizując się w łączności. W 1934 r. dowodził swym pierwszym okrętem, w 1936 przeszedł do pracy w admiralicji, by po wybuchu wojny objąć 5. flotyllę niszczycieli i zasłynąć brawurą. Na początku maja 1940 r. Mountbatten, zwany przez przyjaciół Dickiem, poprowadził przez mgłę konwój ewakuujący aliantów (w tym podhalańczyków) z Norwegii, a jego słynny HMS „Kelly” zatonął pod niemieckimi bombami przy ewakuacji Krety (1941). W sierpniu 1941 r. objął on HMS „Illustrious”, naprawiany w USA po uszkodzeniach na Adriatyku. Podczas okazyjnej wizyty w Pearl Harbor Mountbattena uderzył brak wspólnych struktur dowodzenia i współdziałania między amerykańską armią i marynarką oraz marna gotowość US Navy.

Jako faworyt Churchilla, który doceniał energię i pomysły Mountbattena (np. różowy kamuflaż dla floty, tzw.

Mountbatten Pink), 21 października 1941 r. zastąpił Rogera Keyesa na stanowisku szefa Połączonych Operacji. Tuż po drogo okupionym (z 611 uczestników rajdu 168 poległo, 214 wpadło do niewoli) zniszczeniu bezcennego dla Kriegsmarine wielkiego doku „Normandie” w Saint-Nazaire, 1 kwietnia 1941 r. Churchill pisał do Roosevelta: „Występ «Dickiego» w St. Nazaire, chociaż na małą skalę, jest bardzo pokrzepiający. Tylko panu mogę zdradzić tajemnicę, iż kilka tygodni temu uczyniłem go wiceadmirałem, generałem broni i marszałkiem lotnictwa, instalując go w komitecie szefów sztabu jako szefa połączonych operacji. Ma uprawnienia takie jak inni z możliwością uczestnictwa w obradach, gdy wchodzą w grę jego sprawy lub kwestie ogólne tyczące prowadzenia wojny. Będzie w samym środku tego, co pan nazywa połączonym atakiem na Europę. Czekam niecierpliwie na pańskie plany. My pracujemy bardzo ciężko, nie tylko nad planami, ale już w ramach przygotowań”.

Churchill nie zapominał o traumatycznym dlań doświadczeniu Gallipoli z poprzedniej wojny, jednak hołubił pomysły akcji zaczepnych wywołujące sceptycyzm Alana Brooke’a. Już w 1941 r. Brytyjczycy snuli plany wysadzenia 12 dywizji koło Havru w razie spowodowanego sukcesami Sowietów osłabienia sił niemieckich we Francji. Wiosną 1942 r. panowała zgoda co do tego, że potrzebna jest operacja, która przećwiczyłaby przyszłą inwazję od strony taktycznej i technicznej, testując przy tym niemiecką obronę i reakcję. Liczono też na informacje od wziętych podczas rajdu niemieckich jeńców. Ponieważ operacja taka musiała potrwać, a nie można było zagwarantować kilkudniowej dobrej pogody, należało uchwycić mały francuski port i uczynić zeń na kilka dni aliancki przyczółek na kontynencie.

[srodtytul]A więc Dieppe…[/srodtytul]

W wyniku selekcji celów Royal Navy wybrała port w Dieppe, położony 140 km na północny wschód od Caen i 50 km na północ od Rouen – łatwy do osiągnięcia pod osłoną ciemności nawet letnią nocą i na tyle bliski Anglii, by zapewnić operacji stałe wsparcie lotnicze. Do portu wiodła dobra droga, linia kolejowa, niedaleko leżało lotnisko. W samym miasteczku była kilkusetmetrowa promenada, nad którą w centralnej części dominował budynek kasyna, w zachodniej – stary zamek, a od wschodu – fabryka wyrobów tytoniowych. Plaża była kamienista, na obu końcach promenadę zamykały wzniesione cyple; klif miał przerwy w Puys na wschodzie i Pourville na zachodzie. Obsadzenie kilku wybranych pozycji pozwalało skutecznie osłaniać działania w samym porcie. W nim zaś rozpoznanie lotnicze znalazło wiele jednostek do nawigacji przybrzeżnej oraz niemieckich barek desantowych. Ich przyciągnięcie do Anglii dawało szansę poznania i wykorzystania do inwazji techniki przeciwnika. Z kolei Royal Air Force miała nadzieję na wciągnięcie w przygotowany wcześniej masowy bój uchylającej się od niego Luftwaffe. Ewentualny sukces mógł też podratować polityczną reputację Churchilla, ciężko naruszoną ostatnimi klęskami.

Mountbatten opowiadał się za uderzeniem z obu skrzydeł pozwalającym zająć lotnisko i otoczyć port od strony kontynentu. Alternatywą było frontalne uderzenie na Dieppe, wsparte lądowaniem w Pourville i Puys. Komitet szefów sztabu dał zgodę, jednak pod warunkiem temperującym zapędy „Dickiego”: operacją „Rutter” dowodzić miał generał wojsk lądowych. Wybrano zaś sceptycznego wobec podobnych działań generała porucznika Bernarda Law Montgomery’ego. Mountbatten przewidywał użycie Royal Marines i swych ukochanych komandosów, jednak 8 maja, z powodów politycznych, wybrano rwącą się od dawna do czynu 2. Dywizję Piechoty Kanadyjskiej generała Johna H. Robertsa. Ze strony lotnictwa przygotowania nadzorował wicemarszałek Leigh-Mallory, ze strony marynarki – wiceadmirał Ballie Grohman. Atak dwóch kanadyjskich brygad na Dieppe wesprzeć miał ostatecznie desant spadochronowy na obsadzo-

ne działami wzniesienie Berneval na wschód i Vasterival na zachód od miasta.

Rajd poprzedzić miało huraganowe bombardowanie z morza i powietrza. Pięć dni po wyznaczeniu do akcji 2. DPK rozpoczęła otoczone tajemnicą ćwiczenia (pływanie w mundurze, lądowanie na plaży, wspinaczka po klifie, walki uliczne itd.) na wyspie Wight. Mimo środków bezpieczeństwa 24 maja miejsce ćwiczeń zostało zbombardowane przez Luftwaffe… Szkolenie jednak trwało.

[srodtytul]Po drugiej stronie…[/srodtytul]

„Cała sztuka wojenna polega na dobraniu się do tego, co jest po drugiej stronie wzgórza” – mawiał Wellington, który umiał zorganizować w Hiszpanii sprawny wywiad. W 1942 r. cytat z pogromcy Napoleona wymagał zastąpienia wzgórza kanałem La Manche, ale tak jak 130 lat wcześniej, by dobrać się do drugiej strony, trzeba było wiedzieć, co na niej jest. Zwiady lotnicze mogły dać tylko część odpowiedzi, a rozeznanie alianckiego wywiadu we Francji było słabe.

Działający z Londynu następca francuskiego 2. Biura tworzył się z trudem, by – po kilku mutacjach i pod kierownictwem pułkownika „Passy” (André

Dewavrina) – w lipcu 1942 r. przybrać nazwę BCRA (Bureau central de renseignement et d’action). Biuro miało sekcje wyspecjalizowane w ucieczkach z niewoli, kontrwywiadzie i dywersji, od lata 1942 r. także politycznej; z czasem scentralizowało ono wszystkie tajne działania na rzecz wolnej Francji. Wywiadem zajmowała się sekcja R (jak Renseignement), zobowiązana do współpracy z zapewniającą logistykę Intelligence Service (IS). Współpracy burzliwej, ale obustronnie cennej – generałowi de Gaulle’owi wywiad dawał kapitał do gry z Churchillem, a dla Brytyjczyków był ważnym źródłem informacji. Nawet jeśli na początku 1942 r. Intelligence

Service przyznawała wolnym Francuzom tylko 40 proc. informacji otrzymanych zza kanału. Gaulliści uważali oczywiście, iż Anglicy świadomie dwukrotnie zaniżają liczby.

Źródeł informacji jednak przybywało: w 1941 r. sekcja R otrzymała 700 telegramów, rok później – już 920, przesyłek kurierskich przybyło w obu latach po 42, ale w 1942 r. liczyły one dwukrotnie więcej, bo 2360 stron. W kolejnych latach liczby te znacznie wzrosną (8025 telegramów w ciągu ośmiu miesięcy roku 1944). Do jesieni 1944 r. BCRA wysłał do Francji ok. 200 agentów, z czego 170 przed lądowaniem w Normandii. Budowa wywiadu nie była łatwa, czego dowodziły spektakularne sukcesy Ab- wehry w 1941 roku. Najlepiej radziła sobie działająca w całej strefie okupowanej CND (Confrérie-Notre-Dame) „pułkownika Rémy” (Gilberta Renault), która przed częściowym zniszczeniem w końcu 1943 r. mogła liczyć na ok. 2000 różnej klasy informatorów.

Działania Francuzów i współpraca BCRA z IS oraz SOE (Special Operations Executive) zasadniczo ważyły na powodzeniu akcji na kontynencie. Anglicy zdali sobie z tego sprawę już po pierwszej operacji kombinowanej, która w nocy z 27 na 28 lutego 1942 r. zakończyła się przerzutem przez kanał zdemontowanej stacji radarowej ukradzionej z plaży w Bruneval. Informacje agenta CND zdecydowały o sukcesie rajdu.

Rozpoznaniu okolic Dieppe towarzyszył jednak pech. Jak przyznał po 30 latach kanadyjskim weteranom sam Mountbatten, „znacząco nie doceniono siły niemieckiego garnizonu w Dieppe; co więcej, działa przeciwczołgowe broniące plaży były wycofywane i chowane za dnia, co sprawiło, że żadne z nich nie pojawiło się na fotografiach zwiadu lotniczego; podobnie było z gniazdami karabinów maszynowych pilnującymi linii frontu i miejscami zdatnymi do lądowania na wschód od Dieppe; maskowanie było tak doskonałe, że ich obecności na wzniesieniach nie wykryliśmy. Nasze informacje o plaży Pourville były niewystarczające, ich pochyłość okazała się za słaba, a dostęp zbyt płytki, by pozwolić naszym L.C.T. [Landing craft tanks – barki z płaskim dnem i opuszczanym przodem przewożące pojazdy pancerne – A.N.] wyładować czołgi i stworzyć przyczółek. Stało się to zasadniczą przyczyną porażki naszych wojsk przy próbach opanowania wzniesień ograniczających plażę w Dieppe od zachodu, a które miały żywotne dla nas znaczenie…”.

Jedną z przyczyn tej sytuacji była spowodowaną zdradą wsypa w siatce CND wymuszająca zmiany kanałów przerzutu informacji do Londynu. Posłany nową i niepewną drogą raport o wzmocnieniu obrony odcinka Dieppe dotarł do Londynu nie w lipcu, lecz dopiero w końcu sierpnia.

[srodtytul]Sukces za wszelką cenę…[/srodtytul]

Akceptacja ataku nie oznaczała końca sporów o jego przebieg i cele. Nie wierząc w skuteczność uderzenia ze skrzydeł, jeszcze 25 kwietnia Montgomery i Kanadyjczycy przeforsowali – wbrew zdaniu „Dickiego” – uderzenie frontalne na Dieppe z użyciem wspierających piechotę czołgów. Masowe bombardowanie lotnicze z małej wysokości zmniejszyć miało ryzyko. Jednak podczas podróży Mountbattena do USA (miał przedyskutować z Rooseveltem przyszłą strategię) 5 czerwca 1942 r. Montgomery odbył w kwaterze Operacji Połączonych brzemienne w skutki spotkanie z dowódcami przewidzianych do operacji wojsk. Perspektywa zamiany Dieppe w morze ruin, które uniemożliwi ruch alianckich czołgów i spowoduje nieuchronne straty wśród cywilów, skłoniła zebranych do… rezygnacji z bombardowania. Montgomery twierdził w pamiętnikach, że opierał się zmianie, generał Fergusson zauważył jednak zgryźliwie, że protokół z narady i pamięć zebranych dziwnie pominęły jego sprzeciw.

Protesty Mountbattena rozbiły się o Alana Brooke’a, który wolał pozostawić decyzje w ręku dowódców odpowiedzialnych za akcję. Gdy podczas burzliwej narady 30 czerwca premier pytał o gwarancje powodzenia operacji, marszałek wyjaśnił, że sens rajdu na Dieppe polega na tym, że nie można przewidzieć rezultatu. Echo odpowiedzi Alana Brooke’a na przypomnienie, że to nie jest dobry czas na lekcje pokory, znajdujemy w pamiętnikach Churchilla: „wojskowi byli jednomyślni, że dopóki się nie przedsięweźmie takiej operacji, żaden szanujący się generał nie przyjmie odpowiedzialności za przygotowanie planu inwazji”.

Operację „Rutter” zaplanowano na 4 lipca, dwa dni wcześniej ruszył załadunek na 200 statków i barek na wyspie Wight. Pogorszenie pogody wymusiło jednak przesunięcie działań na 8 lipca. W przeddzień tej daty cztery focke-wulfy 190 zaatakowały bombami statki z Kanadyjczykami na pokładzie. Nazajutrz operację… odwołano, a przypadek z bombardowaniem wykazał aliantom, jak trudno utrzymać tajemnicę. Tym bardziej że odwołanie „Ruttera”… roztrąbiła angielska i kanadyjska prasa.

Montgomery uznał operację pod Dieppe za zakończoną i, jak pisze Churchill, „wyrażał zdecydowaną opinię, że nie należy jej wznawiać, ponieważ żołnierze, którzy mają wziąć w niej udział, otrzymali inne zadania i są rozproszeni na lądzie”. Dwóm ludziom zależało jednak na sukcesie – naciskanemu przez opozycję, Amerykanów i Rosjan Churchillowi oraz Mountbattenowi. Bez zgody szefów sztabu (lecz i bez ich sprzeciwu), a z poparciem premiera od 11 lipca ruszyły prace nad operacją „Jubilee” (Jubileusz). Spadochroniarzy i zależne od pogody lotnictwo zastąpiono komandosami, cyple również miały być zdobyte atakiem na wprost, przewidziano też zajęcie niemieckiego sztabu… Zignorowano sygnały o wzmocnionej niemieckiej obronie oraz ostrzeżenia co bardziej doświadczonych Kanadyjczyków (dowódca Royal Regiment of Canada, ppłk Cato usłyszał od zwierzchnika „jeśli chcesz dalej dowodzić, zamknij dziób!”). Analizujący zdjęcia lotnicze dowódca 3. Commando ppłk John Durnford Slater wspominał później: „Wiele z tego, czego się dowiedziałem, wolałem zachować dla siebie – świadomość, że z każdym dniem wzrasta siła obrońców, nie wpływa zbyt dobrze na morale tych, którzy mają atakować. Oficerom przekazywałem tylko informacje niezbędne do tworzenia planów szkolenia”.

Błąd w kalkulacji popełnili też Brytyjczycy, zakładając wciągnięcie Luftwaffe w wyniszczającą bitwę powietrzną. Inaczej niż podczas bitwy o Anglię to samolotom RAF przychodziło działać nad terytorium przeciwnika, który szybko uzupełniał amunicję i paliwo na pobliskich lotniskach. Do tego nowa wersja Focke-Wulfa 190 znacznie przewyższała Spitfire’a Mk V.

Rankiem 18 sierpnia 1942 r. powiadomiono ludzi, że rajd rusza. Nocą 250 statków i barek opuściło brytyjski brzeg. O świcie 19 sierpnia na obu skrzydłach lądować mieli komandosi, w centrum zaś – kanadyjska piechota. Czekało na nich około 1500 żołnierzy niemieckiego 571. Pułku Piechoty, rozrzuconych w Dieppe i okolicach, w tym na plażach. Ich liczebną słabość kompensowało znakomite ustawienie broni maszynowej, moździerzy i dział. Po lądowaniu w 1944 r. alianci długo szukali odpowiedzi na pytanie, czy Niemcy znali datę operacji. Nie znaleziono na to dowodów, a ich gotowość należy zaliczyć do konsekwencji nagłośnienia operacji „Rutter” i generalnych zaleceń sztabu.

[srodtytul]Zepsuty „Jubileusz”[/srodtytul]

Na prawym skrzydle 4. Commando sprawnie uporało się z bateriami nadbrzeżnymi między Vasterival a Varengeville-sur-Mer i w większości wróciło na barki. To był jednak jedyny szczęśliwy epizod tego dnia. O ile większą część operacji „Jubilee” można opisać pierwszą ogólną zasadą Murphy’ego: „Jeżeli coś może się nie udać – nie uda się na pewno”, przypadek 3. Commando wyczerpał znamiona zasady trzeciej: „Wszystko wali się naraz”.

Barki wiozące świetnie przygotowanych 420 komandosów, 42 rangersów 1. Batalionu Armii USA, sześciu komandosów francuskich z 10. Międzyalianckiego Commando oraz czterech żołnierzy specjalnej jednostki rozpoznania i łączności Kwatery Głównej (Phantom) natknęły się w drodze na niemiecki konwój. Jak pisze we wstępie do wspomnień Slatera David List: „Ochraniające flotyllę desantową niszczyciele eskortowe ORP «Ślązak» i HMS «Brocklesby» w wyniku błędnej interpretacji rozkazu, a nie niesubordynacji – jak sugeruje autor – znalazły się zbyt daleko, by udzielić skutecznej pomocy. Zespół niemiecki, złożony ze ścigaczy okrętów podwodnych […], prowadzony przez uzbrojony w działo kalibru 88 mm UJ 1404, otworzył ogień do barek desantowych, kładąc kres planom zaskakującego lądowania”. Tylko co czwarta barka osiągnęła swój cel i komandosi nie zdołali uciszyć większości punktów ogniowych. Zdołali jedynie nękać ogniem obsługę czterech dział na wzniesieniu pod Berneval-le-Grand. Z oddziału atakującego Petit Berneval wrócił na statek … jeden kapral.

W centrum rozegrał się dramat Kanadyjczyków. Koszącego ich ognia z klifu nie przydusiły osłaniające konwój niszczyciele, gdyż nie mogły razić baterii, nie narażając się na ich ogień, a do tego nie miały łączności z lądem. Dużo słabsza liczebnie obrona zatrzymała postęp Royal Regiment of Canada pod Puys (225 ludzi zginęło, 264 poszło do niewoli, uratowało się 33) i South Saskatchewan Regiment oraz Queen’s Own Cameron Highlanders of Canada (zginęło 141 ludzi, uratowano 341). Atakującym nie udało się dotrzeć do radaru pod Pourville, a jedynie przeciąć kable.

Pod samym Dieppe skrzydła 14. Pułku Pancernego osłaniały Essex Scottish Regiment i Royal Hamilton Light Infantry. Oba pułki poniosły ogromne straty, choć drugiemu udało się wedrzeć do budynku kasyna. Szybko też okazało się, jak źle wybrano teren dla pancerniaków – tylko 29 z 58 czołgów opuściło barki, dwa utonęły, z pozostałych 27 jedynie 15 zdołało się wspiąć po kamienistej plaży, omijając przeszkody. Wszystkie utknęły pod ogniem na murze przeciwczołgowym i tylko część zdołała się wycofać na plażę do osłony odwrotu. Zmasakrowane zostały też rezerwy, np. z 584 ludzi z Les Fusiliers Mont-Royal na statki wróciło 125.

Rozkaz do odwrotu padł o godz. 10.50, gdy Niemcy ściągali pospiesznie rezerwy, wśród nich jednostki wypoczywającej po walkach w Rosji dywizji SS Leibstandarte Adolf Hitler. Wspominał jej podoficer Herbert Maeger: „Jechaliśmy z kilkoma postojami przez całą noc, a rankiem okopaliśmy się na skraju lasu. Przez cały dzień leżeliśmy w improwizowanych stanowiskach, moknąc w obrzydliwej mżawce, ale nie weszliśmy do walki”. Dopiero po zakończeniu walk żołnierze LAH zobaczyli stłoczone na plaży tysiące kanadyjskich jeńców.

[srodtytul]Przesłuchania i groźba rozstrzelania jeńców[/srodtytul]

Tak liczna masa jeńców stała się dla Niemców rzadką okazją zobaczenia ludzi „stamtąd”. O wadze przywiązywanej do ich przesłuchania (w kwestii nastrojów na Wyspach, sytuacji żywnościowej, zaopatrzenia oraz zasięgu i skuteczności propagandy radiowej) świadczy to, że pod Dieppe przysłano osobistego tłumacza Hitlera – Paula Schmidta. Wehrmacht z niechęcią dopuścił zresztą cywilów do Anglików i Kanadyjczyków, zakazując rozmów na tematy wojskowe. Schmidt i jego ludzie przygotowali system pytań, by wyciągać wnioski z reakcji przesłuchiwanych lub ich odpowiedzi.

Zdumiały ich dwie rzeczy. Po pierwsze, że mimo terroru U-bootów Anglia daleka była od zagłodzenia. A po drugie, że na Wyspach uważnie słuchano niemieckich audycji po angielsku. Jeńcom pozwolono więc (mimo zakazu ich dowództwa) na radiowe powiadomienie rodzin. Na pytanie, czy wierzą w to, co słyszą z Niemiec, wszyscy odpowiadali, że nie. Ale nie wierzyli również bez zastrzeżeń angielskim audycjom, gdyż uważali, że prawda znajduje się zapewne gdzieś pośrodku między niemieckimi a angielskimi audycjami.

Schmidta uderzyły trudności z Kanadyjczykami, którzy szczerząc przyjaźnie zęby, wykazywali niewiedzę o Europie. Na pytanie o znanego Niemca, któryś wymienił generała Rommla i… Lili Marlen. O ile łatwo było wyciągnąć na rozmowę szeregowych i wyższych oficerów, trudno szło z młodszymi oficerami. Postawa jeńców imponowała zwycięzcom: „Niezłomna pewność, z jaką wszyscy od prostego żołnierza aż do najwyższego oficera mówili o nadziei na zwycięstwo, brak wszelkiego fanatyzmu czy choćby tylko gestem lub wyrazem twarzy objawiającej się nienawiści do Niemiec wywierały na nas silne wrażenie”.

Los jeńców nie zapowiadał się jednak tak pięknie. Wzięty do niewoli brygadier Southam nie zdążył zniszczyć zabranych wbrew zakazom planów ataku i Niemcy znaleźli zalecenie likwidacji wziętych do niewoli żołnierzy Wehrmachtu. W reakcji na znalezisko Hitler wydał rozkaz rozstrzelania jeńców spod Dieppe, na co alianci odpowiedzieli podobną groźbą wobec niemieckich POW w Kanadzie. Skończyło się na szwajcarskiej interwencji i odstąpieniu od rozkazów (po stronie alianckiej uznano – cytujemy literalnie – „że nie warto się ścigać na sikanie ze skunksem”). Jednak jeszcze w tym samym roku Hitler rozkaże rozstrzeliwać wziętych do niewoli komandosów.

[srodtytul]Nieuchronna cena nauki?[/srodtytul]

Tuż po operacji „Jubilee” obie strony liczyły straty i puszczały w ruch propagandowe machiny. Niemcom było łatwiej, stracili ok. 300 ludzi i 46 samolotów, podczas gdy RAF aż 119 maszyn, a na lądzie doszło do alianckiej katastrofy. Mountbatten do śmierci polemizował z tekstami, które uśmiercały np. trzy czwarte z 4000 uczestniczących w akcji Kanadyjczyków.

W 1973 r., opierając się na oficjalnej historii armii kanadyjskiej, przypominał, że „twierdzenie o klęsce operacji opiera się również na danych o naszych stratach: z uczestniczących w niej nieco ponad 15 000 żołnierzy, marynarzy i lotników rzeczywiście 4260 poległo, odniosło rany lub poszło do niewoli. Kanadyjczycy musieli zapłacić najwyższą cenę, tracąc 3367 ludzi z 4963, którzy wzięli udział w walce, co znaczy nieco ponad dwie trzecie. W tamtym okresie wojny, gdy wojska kanadyjskie nie były jeszcze realnie zaangażowane w walkę, musiał to być dla nich straszny szok emocjonalny. Trzeba jednak objaśnić kanadyjską listę strat, oddzielając poległych podczas ataku od zmarłych z ran i tych, którzy nie przeżyli obozów jenieckich oraz tych, którzy wrócili do domu po wojnie. Odkrywamy wówczas, że na 4963 Kanadyjczyków użytych w Dieppe, 4056 przeżyło ją”. To zaś oznaczało śmierć „tylko” jednej piątej. Pamiętajmy też jednak o zabitych bądź wziętych do niewoli 247 Brytyjczykach, 550 marynarzach Royal Navy i 190 lotnikach.

Rozważając po latach porażkę, Churchill pisał: „Gdy się na to patrzy z perspektywy czasu, straty tego pamiętnego wypadu mogą się wydawać niewspółmierne do rezultatu. Nie można jednak osądzać tego epizodu wyłącznie takimi kategoriami. Dieppe zajmuje w historii wojny swoje własne miejsce, lecz nie można zaliczyć go do porażek z powodu przygnębiających rejestrów ofiar. Było to kosztowne, ale nie bezowocne rozpoznanie sił. Od strony taktycznej stało się kopalnią doświadczeń. Przedsięwzięcie to rzuciło odkrywcze światło na wiele niedociągnięć dotyczących naszych przyszłych zamierzeń. Nauczyło nas budowania w krótkim czasie różnych typów okrętów i urządzeń, co można było wykorzystać w przyszłości. Ponownie przekonaliśmy się o wartości silnego wsparcia ciężkich dział okrętowych przy desancie napotykającym opór przeciwnika. Stąd nasza technika bombardowa- nia, prowadzona zarówno przez marynarkę, jak i lotnictwo uległa poprawie. Przede wszystkim doświadczenie to pokazało, że indywidualne kwalifikacje i waleczność jednostek bez precyzyjnej organizacji i szkolenia nie przyniosą żadnych rezultatów i że tajemnicą sukcesu jest praca zespołowa. Zadanie takie można powierzać tylko wyćwiczonym i dobrze zorganizowanym oddziałom desantowym. Wszystkie te nauczki wzięliśmy sobie do serca”.

Opinie post factum odpowiedzialnych za porażki polityków i wojskowych trzeba brać ostrożnie. Słowa brytyjskiego premiera potwierdził jednak dwukrotnie Denis Whitaker, jedyny oficer Royal Hamilton Light Infantry, który wdarł się do Dieppe, zajmując kasyno. Wieczorem okazał się też jedynym ewakuowanym bez ran oficerem pułku, który stracił 480 z 567 wysadzonych na plaży ludzi. Whitaker zgodził się z Churchillem już w czerwcu 1944 r., lądując w miarę bezpiecznie na normandzkiej plaży na czele odtworzonego RHLI. Natomiast pół wieku po kanadyjskim dniu krwi i chwały wyznał:

„Po latach starannych i czasem bolesnych badań, moja najcięższa lekcja spod Dieppe polega na braku zdecydowanych odpowiedzi na wszystko. Na zawsze pozostaną luki wyrażone przez jak? i dlaczego?

Gdyby rajd na Dieppe powiódł się, doczekałby się zapewne zasłużonej półstronicowej notki w książkach historycznych. Byłoby to małe ukłucie szpileczką w całym katalogu drobnych, lecz udanych operacji, które doprowadziły do zwycięstwa. Alarmu nie wywołałyby nawet 65-procentowe statystyki strat. Rajd komandosów na St. Nazaire uznawano wszak latami za sukces mimo 79-procentowych strat zaangażowanych Commandos.

Ponieważ jednak w sensie taktycznym Dieppe nie wypaliło, było przez 50 lat tematem niezliczonych książek, artykułów i namiętnych debat. Większość kontrowersji pomieszała się lub skręciła na boczne tory. Szarpanina o to, kto winien, przysłoniła pozytywy płynące z rajdu.

Przekonany jestem, że rajd został wymyślony i przeprowadzony przez sir Winstona Churchilla z pełnym poparciem jego szefów sztabu. Na ludziach tych ciążyła odpowiedzialność za decyzje wpływające na los milionów żyjących w terrorze i tyranii. Robili dla nas jak mogli najlepiej, a to „najlepiej” w tym przypadku było olśniewające. Dieppe przyczyniło się do klęski Niemiec.”

[i]Andrzej Nieuważny - historyk z Uniwersytetu im. Mikołaja Kopernika w Toruniu oraz Akademii Humanistycznej im. Aleksandra Gieysztora w Pułtusk[/i]u

Ku zaskoczeniu świata Japończycy zajęli śmiałym manewrem Singapur, Tobruk wpadł w ręce Niemców, których łodzie podwodne zdawały się mnożyć na Atlantyku, zatapiając alianckie konwoje; na wschodzie Niemcy parli na południe Związku Sowieckiego, zamykając na północy blokadę Leningradu. A ze strony przytłoczonych wstępnymi klęskami Rosjan i Amerykanów pojawiła się presja na otwarcie w Europie drugiego frontu.

Kwestię drugiego frontu Churchill omawiał w gronie tworzących komitet szefów sztabu trzech rodzajów wojsk, któremu przewodniczył mianowany niedawno na stanowisko głównego mózgu wojsk lądowych marszałek Alan Brooke. Czwarty członek komitetu lord Louis („Dickie”) Mountbatten odpowiadał za brytyjski pomysł na nowoczesną wojnę, czyli Połączone Operacje (Combined Operations). Jego głównym zadaniem było przemyślenie i przygotowanie środków do lądowania na kontynencie, bieżącym zaś – organizacja uderzeń komandosów po drugiej stronie kanału La Manche.

Pozostało 96% artykułu
Historia
Oskarżony prokurator stanu wojennego
Historia
Klub Polaczków. Schalke 04 ma 120 lat
Historia
Kiedy Bułgaria wyjaśni, co się stało na pokładzie samolotu w 1978 r.
Historia
Pomogliśmy im odejść z honorem. Powstanie w getcie warszawskim
Historia
Jan Karski: nietypowy polski bohater