Pamiętajmy, że karpatczycy walczyli tam od końca sierpnia do grudnia 1941 roku, kiedy po odblokowaniu libijskiej twierdzy przez kontruderzenie brytyjskie skutecznie nacierali jeszcze na Włochów i Niemców pod Gazalą. Wtedy Brytyjczycy po raz pierwszy odepchnęli Afrika Korps od granic Egiptu.
Po pół roku sytuacja znów stała się dla nich dramatyczna. Rommel ponownie doszedł do Egiptu, zajmując po drodze Tobruk z takim trudem obroniony wcześniej przez Australijczyków i Polaków. Gdyby poszedł dalej, na Bliski Wschód, a Niemcom udałoby się tam dotrzeć z drugiej strony, po przekroczeniu Kaukazu, imperium brytyjskie – i tak już bite przez Japończyków – przestałoby istnieć w całej Azji. Dlatego tak wiele zależało od sukcesu Sowietów pod Kaukazem i nad Wołgą oraz od wyniku bitwy pod Alamajn.
Karpatczyków już tam nie było. Na czele ze swym dowódcą gen. Kopańskim połączyli się z żołnierzami przyprowadzonymi na Bliski Wschód – ku zrozumiałej satysfakcji Churchilla – przez gen. Andersa, tworząc 3. Dywizję Strzelców Karpackich. Polacy mieli jednak liczący się wkład w pokonanie Niemców na pustyni. Oto wykonanie przejść wśród niemal pół miliona min – co było podstawowym warunkiem powodzenia uderzenia, które zmyślnie zaplanował gen. Montgomery – było niemożliwe...
To znaczy byłoby niemożliwe bez rewelacyjnego Mine Detector Polish Mark 1, który skonstruował znawca radiotelegrafii, polski porucznik Józef Kosacki, z pomocą złotej rączki sierżanta Andrzeja Gabrosia. O znaczeniu tego wykrywacza min w wygraniu, mówiąc absolutnie bez przesady, nie tylko bitwy pod Alamajn, ale całej II wojny światowej, piszemy szerzej na str. 14.
Sytuacja zmieniała się na wielkich frontach, jakby u schyłku 1942 roku południki i równoleżniki wracały na swoje miejsce na globie.