Reklama

Zimny kocioł

Generał Mróz święcił jedno z największych zwycięstw w swej długiej karierze

Publikacja: 04.09.2009 05:14

Radość czerwonoarmistów po klęsce Niemców w Stalingradzie, początek lutego 1943 r.

Radość czerwonoarmistów po klęsce Niemców w Stalingradzie, początek lutego 1943 r.

Foto: RIA Novosti/East News

Wielkie przeciwuderzenie Armii Czerwonej wreszcie wyszło, bo kiedyś wyjść musiało. Siły Sowietów stężały już tak dalece, a przemysł wojskowy działał na tyle sprawnie, że (mówiąc językiem sportowym) potężna kontra musiała zostać wyprowadzona. Łatwo Sowietom nie było, ale po Stalingradzie zachwiała się niemiecka machina wojenna. Czy już wtedy odmieniły się losy wojny? Nie umiem na to pytanie kompetentnie odpowiedzieć, lecz zdaje mi się, że los państw osi w zmaganiach z aliantami był już nie tyle policzony, ile przesądzony.

Pewnie na początku stycznia 1942 roku przesądzony też został los 6. Armii gen. Paulusa, którą Sowieci starannie zamknęli w wielkim kotle. „Kocioł” to zresztą niedobre słowo, albowiem coś się w nim zwykle gotuje czy pichci. Tymczasem tu chodzi raczej o gigantyczną zamrażarkę, w której znalazła swój koniec 6. Armia. Różne są rodzaje obróbki termicznej. Generał Mróz święcił jedno z największych zwycięstw w swej długiej karierze. No, ale walczy się tym, co się ma: Armia Czerwona miała nie tylko masę żołnierzy, czołgów i samolotów, miała też po swej stronie matkę naturę, której prawa często mają moc historycznych wyroków.

Tej skombinowanej potędze sił ludzkich i sił natury Paulus mógł przeciwstawić tylko rozkaz Hitlera, nakazujący walkę do ostatniego żołnierza. Takie rozkazy wydaje się zwykle w chwilach ostatecznej desperacji, podejrzewam wszakże, iż Hitlerem kierowały inne intencje. Zapewne był to pierwszy krok

na drodze do zmiany wszystkiego, czym władał, w dymiące krwią niemieckie Termopile. Właściwie pseudo-Termopile, gdyż ofiara 300 Spartan dokonała się w imię niepodległości wolnych ludów, a ofiara niemiecka – w imię ich zniewolenia. Gdy Armia Czerwona będzie szturmowała Berlin, przeciwstawią jej się też dzieci złożone w ofierze barbarzyńskiej mitologii krwi i rasy. I to Hitlerowi się jakoś udało, a gambit z Paulusem jakoś nie. Wódz 6. Armii nie był

Leonidasem i wybrał życie. A skończył je w Niemieckiej Republice Demokratycznej na łaskawym chlebie u towarzysza Waltera Ulbrichta czy innego satrapy sowieckiej części Niemiec. Grymas historii? Pewnie tak, ale historia zawsze miała niespokojne rysy.

Reklama
Reklama

[i]Jarosław Krawczyk, redaktor naczelny „Mówią wieki”[/i]

Wielkie przeciwuderzenie Armii Czerwonej wreszcie wyszło, bo kiedyś wyjść musiało. Siły Sowietów stężały już tak dalece, a przemysł wojskowy działał na tyle sprawnie, że (mówiąc językiem sportowym) potężna kontra musiała zostać wyprowadzona. Łatwo Sowietom nie było, ale po Stalingradzie zachwiała się niemiecka machina wojenna. Czy już wtedy odmieniły się losy wojny? Nie umiem na to pytanie kompetentnie odpowiedzieć, lecz zdaje mi się, że los państw osi w zmaganiach z aliantami był już nie tyle policzony, ile przesądzony.

Reklama
Historia
Muzeum Getta Warszawskiego nie chce tramwaju z gwiazdą Dawida
Historia
Konspiratorka z ulicy Walecznych. Historia Izabelli Horodeckiej
Historia
Alessandro Volta, rekordzista w dziedzinie odkryć przyrodniczych
Historia
Kiedy w Japonii „słońce spadło na głowę”
Historia
Pierwsi, którzy odważyli się powiedzieć: „Niepodległość”. Historia KPN
Reklama
Reklama