„Wojska sowieckie walczyły o każdą piędź ziemi. Zgoła nieprawdopodobnym dla nas był raport gen. wojsk pancernych von Witterheima, dowódcy 14. Korpusu Pancernego [...] Generał donosił, że kontratakujące oddziały Armii Czerwonej wspiera cała ludność Stalingradu, wykazując niezwykłe męstwo.
Chodzi tu nie tylko o budowę umocnień i fakt, że fabryki i większe budynki zostały obrócone w twierdze. Ludność po prostu chwyciła za broń. Na pobojowisku leżą trupy robotników w fabrycznych kombinezonach, nierzadko ściskające w martwych dłoniach karabin lub pistolet. Trupy w roboczym ubraniu zastygły w siedzącej pozie nad wrakiem zniszczonego czołgu. Nigdy nic podobnego nie widzieliśmy”.
Upór i heroizm Rosjan z uznaniem wspominał Franz Hoffman, jeden niemieckich żołnierzy, któremu przyszło stanąć oko w oko z wrogiem:
„16 września. Nasz batalion przy wsparciu czołgów atakuje elewator, z którego mocno dymi – pali się pszenica. Mówią, że Rosjanie sami ją podpalili. Batalion ponosi ciężkie straty. W kompaniach pozostało po 60 ludzi. Elewatora bronią nie ludzie, a diabły, którym nie straszne ni kule, ni ogień.
18 września. Walki toczą się w samym elewatorze. Wewnątrz niego okrążeni Rosjanie. Nasz dowódca batalionu mówi, że sowieccy komisarze rozkazali tym ludziom walczyć w tym elewatorze do końca. Jeśli wszystkie budynki w Stalingradzie będą bronione jak ten, żaden z naszych żołnierzy nie wróci do domu.