Armie największych światowych potęg, które w 1914 roku zmierzyły się ze sobą na polach Europy, doświadczenia miały niewiele, gdyż z wyjątkiem Rosji, która zwarła się Japończykami, nie toczyły wielkich wojen niemal od pół wieku. Nie miały więc okazji wykorzystać w praktyce największych technicznych nowinek ostatnich lat, takich jak szybkostrzelne armaty, karabiny maszynowe czy pancerniki – drednoty.
Konflikty kolonialne trudno było uznać za miarodajne źródło wiedzy o wartości danej armii i jej technice. Dlatego już w początkowej fazie pierwszej wojny okazała się ona wielkim zaskoczeniem, a dotychczasowe poglądy były przyczyną kolosalnych strat. Jak ulał pasują tutaj słowa marszałka von Gneisenau, który powiedział przeszło 100 lat przed pierwszą wojną światową, w obliczu straszliwych pruskich klęsk pod Jeną i Auerstedt: „Zepsuło nas długie życie garnizonowe, a zniewieściałość, żądza zabaw i wygód osłabiły cnoty żołnierskie”. Wydawać by się mogło, iż wprowadzenie nowoczesnych karabinów, które zebrały straszne żniwo najpierw podczas wojny prusko-austriackiej w 1866 r., a potem francusko-pruskiej w 1870 r., spowodują już dawno radykalne zmiany w pojmowaniu wojny i taktyce. Wielkim szokiem był także konflikt Anglików z Burami, kiedy to skuteczność wielostrzałowego karabinu tak przeraziła niektóre czynniki wojskowe, iż zaczęto wątpić w słuszność prowadzenia natarcia. Szybko jednak o tym zapomniano, nie wyciągając na dodatek wniosków z walk na Dalekim Wschodzie w latach 1904 – 1905.
Jedyną w zasadzie zauważalną różnicą w stosunku do dawnych zwyczajów prowadzenia walki przez piechotę – a ta bez wątpienia pozostawała królową pola bitwy – było stopniowe zarzucanie głębokich kolumn na rzecz tyraliery, dotąd stosowanej głównie przez lekkie formacje strzelców poprzedzające właściwy, zwarty szyk najeżony bagnetami. W „Zasadach tyralierki” napisanych przez ppor. Karola Butkowskiego w 1916 r. twierdzono: „Szyk bojowy powinien odpowiadać następującym warunkom: 1. obronność przed ogniem nieprzyjacielskim, 2. możność skutecznego rozwijania największej skuteczności własnego ognia, 3. możność kierowania szykiem, 4. przystosowanie się do terenu, 5. ruchliwość i elastyczność szyku. Szykiem najbardziej odpowiadającym warunkom powyższym jest szyk luźny, tzw. linia tyralierska”.
Ale zanim rozwinięto tyralierę w obliczu bezpośredniego ognia karabinowego, żołnierze podchodzili w zwartych szykach i – jak się szybko okazało – trwało to zbyt długo. Krwawe żniwo zbierała wówczas m.in. artyleria polowa, zwłaszcza szybkostrzelne działa. Większość armii hołdowała natarciu, i to natarciu prowadzonemu w napoleońskim niemalże stylu. Zdawano sobie sprawę ze strat, jednakże kluczowy dla osiągnięcia sukcesu miał się okazać „duch zaczepny”, a kulminacją atak na bagnety. Jak napisano w austriackim regulaminie wojskowym z 1911 r.: „Jeżeli stronie nacierającej nawet po rzuceniu do boju wszystkich karabinów nie uda się wywalczyć przewagi ogniowej, dowódca powinien jednak o tym pamiętać, że powodzenie jest udziałem wytrwałych i że wytrwanie bez wyjątku jest lepsze, mniej powoduje strat niż odwrót”. I dalej: „Piechota przepojona duchem zaczepnym, fizycznie i moralnie wytrwała, dobrze wyszkolona i dobrze prowadzona nawet w najcięższych warunkach będzie walczyła z powodzeniem. Piechota zwalcza przeciwnika ogniem, a bagnetem łamie jego ostatni opór”.
Nie może więc dziwić, że taki sposób prowadzenia walki, który zresztą cechował większość ówczesnych armii, w połączeniu z niespotykaną dotychczas siłą ognia broni strzeleckiej – zwłaszcza karabinu maszynowego oraz artylerii – spowodowały, iż już na samym początku wojny światowej, kiedy mamy do czynienia jeszcze z walką manewrową, była ona niebywałą rzezią.