Podczas kampanii w Polsce i we Francji za oceanem z uwagą przyglądano się wydarzeniom militarnym w Europie. Dostrzegając znaczenie ataku dużej masy czołgów, amerykańscy stratedzy doszli do wniosku, iż najlepszym sposobem na zatrzymanie dywizji pancernych Wehrmachtu jest utworzenie silnych jednostek przeciwpancernych, uruchamianych w ramach strategicznego odwodu armii. Unikatowym rozwiązaniem miało być zastosowanie jednostek przeciwpancernych nie tylko w obronie, ale także w natarciu. Szybkie i lekkie samobieżne działa ppanc. zgrupowane w bataliony niszczycieli czołgów miały wychodzić na flanki nieprzyjaciela lub tworzyć na jego drodze zasadzki. W teorii pomysł wydawał się słuszny, jednak w praktyce się nie sprawdził.
Na froncie szybko się okazało, że niemieckie związki pancerne stanowią grupy doskonale zgranych ze sobą czołgów, dział i piechoty, które niełatwo było podejść przy braku odpowiedniego doświadczenia własnych oddziałów. Poza tym bataliony niszczycieli trafiały pod komendę dowódców korpusów oraz dywizji i były często rozpraszane na małe grupy dla wsparcia własnej piechoty. W tej sytuacji o prowadzeniu śmiałych ataków dużą liczbą wozów bojowych można było zapomnieć. Jedynym przypadkiem podczas kampanii tunezyjskiej, gdy udało się zaangażować w walkę zwarte bataliony niszczycieli, były starcia pod El Guettar, gdzie za cenę 27 własnych maszyn powstrzymano natarcie niemieckiej 10. DPanc.
Wysokie straty Amerykanów wynikały m.in. z przestarzałego sprzętu, jakim dysponowali. Działka ppanc. kal. 37 mm montowane na nieopancerzonych ciężarówkach oraz pierwszowojenne działa kal. 75 mm osadzone na transporterach opancerzonych okazały się mało skuteczne i niezbyt odporne na ogień przeciwnika. Lepiej spisywały się niszczyciele czołgów M10 zbudowane na podwoziach czołgu M4 Sherman. Lecz także one musiały się liczyć z niemieckimi panzer IV uzbrojonymi w długie działa kal. 75 mm, nie wspominając o potężnych tygrysach wyposażonych w armaty kal. 88 mm. Pod Sidi bou Zid niemieckie czołgi i działa 88 mm rozniosły większość amerykańskich wozów, zanim te zdołały się zbliżyć do przeciwników na odległość umożliwiającą skuteczny ogień. Bolesna lekcja jankesów w Afryce szybko dała efekty we Włoszech, które z kolei stały się cennym poligonem przed zbliżającą się inwazją na Francję.