W 1942 roku Hitler powziął decyzję budowy superciężkich, solidnie opancerzonych i uzbrojonych czołgów. Miały one służyć na Wale Atlantyckim jako ruchome bunkry oraz podczas ataków przełamywać wrogie pozycje. Polecił zbudowanie takiego kolosa Ferdynandowi Porsche na początku czerwca 1942 roku. W maju 1943 roku Hitler obejrzał drewnianą makietę czołgu w naturalnej wielkości. Wtedy zauważył, że armata kalibru 128 mm w proporcji do całego czołgu wygląda jak zabawka i Krupp przystąpił do konstruowania czołgowej armaty kalibru 150 mm.

Pierwsza jazda testowa odbyła się w grudniu 1943 roku, z betonowym odważnikiem zamiast wieży, która jeszcze nie była gotowa. Dla zmylenia przeciwnika projekt nazwano Maus (mysz). W budowę potężnej maszyny zaangażowane były zakłady Skody w Pilznie robiące podwozie, Siemens dostarczył część elektryczną, Krupp opancerzenie (wieża i kadłub) oraz armatę, Daimler-Benz silnik, całość zmontował berliński Allkett. Czołg był powolny, bo mimo 1200-konnego silnika moc jednostkowa wynosiła tylko 6,35 KM na tonę – dwa razy poniżej minimum. Maksymalna prędkość wynosiła 20 km/h, a jadąc po szosie czołg spalał ponad 2,5 tys. litrów benzyny na 100 km, natomiast zbiorniki mieściły 4,8 tys. litrów paliwa. Testy poligonowe trwały od marca do października 1944 roku, kiedy Speer zabronił dalszych prac nad tymi czołgami. Okazało się, że pociski kumulacyjne przebijają 200-milimetrowy pancerz mausa, a grubsze blachy byłyby zbyt ciężkie. Przygotowana była produkcja 152 takich czołgów, do końca wojny powstały dwa (drugi z dieslem Daimlera), lecz żaden nie brał udziału w walkach – nie dało się ich przewieźć na front, bo koleje były pod lotniczym ostrzałem. Nie sprawdził się także drugi superciężki czołg – E 100, który ważył 140 ton i miał takie samo uzbrojenie jak maus: armaty kalibru 150 mm i 75 mm. Prototyp budowany w zakładach Adler nie został ukończony.

Gigantomania Hitlera dezorganizowała przemysł. Projekty angażowały ludzi i materiały, których nie starczało do produkcji podstawowego sprzętu wojskowego. Brakowało np. miedzianych przewodów dla ważących ponad 3,5 tony silników elektrycznych stosowanych w mausie. Generał Heinz Guderian narzekał, że fabryki nie produkują części zamiennych do czołgów. Odpowiedzialny za produkcję uzbrojenia Albert Speer ścierał się z Porsche, który miał ciągoty do konstruowania monstrualnych maszyn, chociaż przemysł nie nadążał za potrzebami frontu. W czasie wojny Niemcy wyprodukowali blisko 47 tys. opancerzonych pojazdów gąsienicowych – pięciokrotnie mniej od aliantów.

Jedynym czołgiem konstrukcji Porsche, który wszedł do walk, był Ferdynand. Albert Speer wspominał, że termin rozpoczęcia ofensywy na łuku kurskim ciągle przesuwano, ponieważ Hitler przywiązywał wagę do użycia nowych czołgów. Spodziewał się cudu, przede wszystkim po skonstruowanym przez prof. Porsche typie czołgu o napędzie spalinowo-elektrycznym. Ferdynand miał pancerz przedni o grubości 200 mm i ważył 68 ton. Dwa silniki benzynowe o mocy po 315 KM napędzały generatory, a te z kolei silniki elektryczne. Ferdynand otrzymał skuteczną armatę przeciwpancerną kalibru 88 mm, nie miał za to uzbrojenia strzeleckiego, nie mógł wspierać piechoty i w walce na bliską odległość był bezbronny – narzekał Guderian. Większość tych dział pancernych Niemcy stracili pod Kurskiem. Reszta trafiła do fabryki, gdzie otrzymała po karabinie maszynowym i została następnie wysłana do Włoch.

[i]Robert Przybylski - dziennikarz „Rzeczpospolitej”,znawca historii gospodarczej i techniki[/i]