W nocy z 11 na 12 czerwca kawaleria legionowa śmiałym zagonem zajęła dawne silnie umocnione pozycje pod Studzianką. Akcja została przeprowadzona tak szybko, że Rosjanie nie zdążyli obsadzić przygotowanych do obrony pozycji. Musieli się wycofać na ostatnią linię obrony, ciągnącą się od Kalinkowców przez Rokitnę aż do miejscowości Rewkowce.
Przez kolejne dwa dni piechota XI Korpusu gen. Kordy, w którego składzie walczyli legioniści, bezskutecznie atakowała pozycje obronne Rosjan. Próba zajęcia Rokitny z marszu, którą podjął płk Zieliński, się nie powiodła. W tej sytuacji oba pułki II Brygady zmuszone były okopać się na zboczach wzgórz wznoszących się nad potokiem Rokitnianka, który stanowił naturalną granicę Bukowiny i Besarabii.
Brygada była w tym czasie podzielona na dwie grupy bojowe. Pierwszą, dowodzoną przez płk. Zygmunta Zielińskiego, stanowiły siły 3. pp wzmocnione 3. batalionem 2. pułku. Pozostałe bataliony 2. pp stanowiły grupę bojową mjr. Mieczysława Norwida-Neugebauera. Tymczasowo, w związku z ranieniem dowódcy, grupą dowodził kpt. Włodzimierz Mężyński. Stanowiska obu grup rozgraniczała droga z Rarańczy do Rokitny.
13 czerwca dowództwo korpusu nakazało wznowienie działań ofensywnych. Jako oś natarcia brygady wyznaczono linię miejscowości Rokitna – Ryngacz – Dynowce. Tymczasem Rosjanie rozpoczęli wprowadzanie do boju nowych odwodów, by przy ich pomocy powstrzymać napór przeciwnika. Kolejną linię oporu planowali zaledwie niespełna 9 km dalej na wschód, na wysokości Dynowiec, gdzie szykowali siły do kontrnatarcia. Zapowiadała się ciężka walka.
[srodtytul]Jedyny ratunek w ułanach[/srodtytul]
Oddziały ruszające do dalszego natarcia powitał silny ogień z pozycji rosyjskich. Ranny został dowódca pierwszej grupy bojowej mjr Norwid-Neugebauer. Powoli, nieustępliwie legioniści posuwali się naprzód, opanowując teren aż do rzeczki Rokitnianki i samej Rokitny.
Około godziny 10 legionistom udało się sforsować rzeczkę i obsadzić wzgórza na północ od Rokitny. Tymczasem silny atak rosyjski odrzucił wysunięte oddziały sąsiadów – 42. DP Obrony Krajowej. W tej sytuacji dowództwo korpusu nakazało II Brygadzie Legionów wykonanie uderzenia w celu odciążenia spychanych przez Rosjan oddziałów:
[i]„CK Komenda XI Korpusu. 2145/V.Do Płk. Küttnera. 13 czerwca 1915 r. g. 8.15 rano.
Petković [dowódca 42. Dywizji Piechoty] osiągnął teren na zachód od miejscowości Sankowce. Jest silnie atakowany. Otrzymał rozkaz utrzymania przynajmniej linii wzgórz. Polacy mają uderzyć z punktu 171 i wspomóc Petkovicia.
Generał Korda”.[/i]
Zgodnie z rozkazem piechota legionowa ponownie ruszyła do natarcia. Bez powodzenia. Brakowało wsparcia artylerii. Trzeba było się odwołać do odwodów, ale w dyspozycji szefa sztabu II Brygady kpt. Vagasza, który tego dnia wydawał rozkazy w zastępstwie płk. Küttnera, był jedynie dywizjon kawalerii pod dowództwem rtm. Zbigniewa Dunin-Wąsowicza. Wtedy zrodził się pomysł wykonania szarży kawaleryjskiej jako najszybszego rozstrzygnięcia boju. Dowódca brygady nie wiedział jeszcze o wycofywaniu się sąsiadów pod naporem Rosjan. Co więcej, przypuszczał, że na skutek postępów piechoty morale przeciwnika upadło.
Pod komendą rtm. Wąsowicza znajdowały się dwa szwadrony ułanów – jeden dowodzony przez por. Romana Włodka, w sile 100 szabel, oraz drugi pod dowództwem ppor. Stanisława Rabińskiego, liczący 90 szabel.
Rozkaz został wystawiony około godziny 11. Przygotowując działania, kpt. Vagasz nakazał piechocie znajdującej się na linii przyszłej szarży sprawdzenie przedpola. Wyznaczono dwie kompanie do wsparcia ułanów, a następnie opanowania i rozszerzenia zajętego terenu. Odpowiedni rozkaz dotyczący wsparcia ułanów otrzymała także artyleria. Wobec niepomyślnych wieści o niepowodzeniu sąsiadów zapada decyzja przyspieszenia akcji.
[srodtytul]13 minut drugiej Somosierry[/srodtytul]
Zostają wyznaczeni ułani do wykonania szarży. Rotmistrz Dunin-Wąsowicz udał się na punkt obserwacyjny brygady, gdzie otrzymał szczegółowe wytyczne: kierunek natarcia i szczegółowe cele, na które ma szarżować. Oddział ułanów wyruszył na pozycje wyjściowe. Ułani starali się wykorzystywać zagłębienia w terenie, ale ich manewr był widoczny dla nieprzyjaciela, który prowadził ciągły ostrzał artyleryjski.
[wyimek]CI SPOD ROKITNY... Runęli przez ogień straceńcy!/ Niejeden z nich dostał i padł.../ Jak ci z Somosierry szaleńcy,/ Jak ci spod Rokitny sprzed lat”. - druga zwrotka pieśni Feliksa Konarskiego „Czerwone maki pod Monte Cassino”[/wyimek]
Po osiągnięciu stanowisk nad Rokitnianką rotmistrz zostawił w odwodzie 3. szwadron pod dowództwem ppor. Rabińskiego, a sam objął dowództwo liczącego 63 ułanów 2. szwadronu. Szwadrony rozwijają się jeden za drugim. Oddział Wąsowicza przekracza rzeczkę i podchodzi pod pozycje rosyjskie. Celem jest pokonanie trzech linii okopów.
Przyspieszenie akcji spowodowało, że piechota wyznaczona do wsparcia pozostała w tyle. Ale patrole zwiadowcze informują, że Rosjanie opuścili przednie pozycje. Wydaje się, że są w odwrocie. Rotmistrz wydaje swoim ułanom komendę: „Dobądź broń! Tyraliera co trzy kroki za mną, galop!”. Ruszają. W pierwszym rowie strzeleckim ułani nie napotykają nikogo. Są za to ostrzeliwani z dalszych stanowisk. Rozpędzają się. Silniej zaciskają się dłonie na szablach i z 60 młodych gardeł wyrywa się gromki okrzyk: „Hurra!”. Padają pierwsi zabici i ranni, jednak konie nie łamią szyku i idą równo, jak na pokazie. Do jednego z rowów strzeleckich wpada koń wachmistrza Bolesława Dunin-Wąsowicza i przygniata jeźdźca, na szczęście ułanowi nic się nie stało. Konie biegną już w cwale, w szerokim rzędzie. Niektóre bez jeźdźców. Po chwili docierają do drugiej linii okopów. Tym razem pozycja jest obsadzona przez Rosjan. Kule latają gęściej i częściej trafiają. Pada salwa, jedna, druga, trzecia. Terkoczą karabiny maszynowe...
W okopie z lewej strony rotmistrz dostrzegł przerwę. Na wiodącą tam drogę skręcił dowódca, za nim pozostali. Na krzyk rotmistrza „Zdawajsia!” (poddaj się!) zaskoczeni i przestraszeni nagłą szarżą obrońcy podnoszą ręce, rzucając broń. Ale z sąsiednich okopów nasila się ogień, zwłaszcza z prawego skrzydła, gdzie znajdowały się stanowiska karabinów maszynowych. Dodatkowo wokół zaczęły się rozrywać szrapnele artylerii austro-węgierskiej ostrzeliwującej rosyjskie umocnienia.
Tuż przed trzecim okopem rosyjska kula trafiła konia rotmistrza. Dowódca ułanów zerwał się z ziemi i wyciągnął pistolet. Wtedy dosięgnął go kolejny pocisk, postrzał był śmiertelny. Pod coraz gęstszym ogniem polegli kolejni ułani, ale pozostali w pędzie wpadli między rosyjskich żołnierzy. Doszło do starcia wręcz – polskie szable przeciw rosyjskim bagnetom.
Niewielka już grupa, której udało się sforsować trzeci okop, nie atakuje dalej. Widzą w oddaleniu artylerię rosyjską, ale ich jest już tylko sześciu. Przypominają bardziej straceńców niż żołnierzy mających wykonać określone zadanie. Wycofują się do swoich, przejeżdżając wzdłuż umocnień rosyjskich. Cały czas ostrzeliwani skręcają do wsi. Szarża jest skończona. Odwód i piechota zostały wcześniej powstrzymane rozkazem dowództwa.
Szarża trwa niecałych 13 minut. Pod Rokitną poległo 15 ułanów, 30 zostało rannych (trzech z nich później zmarło), kilku dostało się do niewoli lub zaginęło. W nocy po szarży Rosjanie opuścili zajmowane dotychczas pozycje i wycofali się, odchodząc w głąb Besarabii.
Pogrzeb poległych odbył się dwa dni później, 15 czerwca 1915 roku, na cmentarzu w Rarańczy. Dziś prochy bohaterskich ułanów spod Rokitny spoczywają na Cmentarzu Rakowickim w Krakowie.
[ul][li] [/li][/ul] [i]13 czerwca 1930 roku. Z depeszy Marszałka Józefa Piłsudskiego do 2. Pułku Szwoleżerów Rokitniańskich w dniu jego święta:
„W piętnastą rocznicę istnienia oraz w dniu święta pułkowego łączę się z Wami, szwoleżerowie 2. pułku, serdecznie w tym uroczystym obchodzie. W dniu tym sięgam pamięcią w przeszłość i przeżywając z Wami piękne dzieje Waszej historii pułkowej od szarży pod Rokitną, kampanii
wołyńskiej, rajdu na Korosteń, zajęcia Pomorza, do walk na Śląsku Cieszyńskim, życzę Wam dalszych lat chwalebnej pracy i pełnej sławy przyszłości”.[/i]