Reklama
Rozwiń
Reklama

Pod krwawą górę

Monte Cassino to wciąż żywa opowieść, żywy mit, mit prawdziwy, bo i takie bywają, o polskim bohaterstwie i pogardzie śmierci. Pieśń nie zawsze prawdę mówi, ale ta jak najbardziej. Bo naprawdę „poszli szaleni, zażarci”.

Publikacja: 02.10.2009 12:17

Alegoria zwycięstwa aliantów pod Monte Cassino grafika z czasów powojennych

Alegoria zwycięstwa aliantów pod Monte Cassino grafika z czasów powojennych

Foto: Leemage/East News

W zasadzie nie ma tutaj miejsca na pióro felietonisty, które lubi (taki to gatunek) żart, paradoks, puentę. Toteż chcę poruszyć tylko jeden temat – jacy to ludzie byli po obu stronach?

Tam na górze były oddziały młodych, fanatycznie zdesperowanych zawodowców, z definicji „nienormalnych”, wilków wojny. Na dole zaś ludzie o bardzo różnych datach urodzenia i biografiach, bywało, że panowie z brzuszkami, którzy per fas darli się pod tę krwawą górę. W niczym nie ujmuje im to heroizmu – przeciwnie, dodaje. Po czterdziestce pewne rzeczy są trudniejsze, zwłaszcza bohaterstwo.

[ramka]Pieśń nie zawsze prawdę mówi, ale ta jak najbardziej. Bo naprawdę „poszli szaleni, zażarci”[/ramka]

Oczywiście jako historykowi sztuki strasznie mi szkoda klasztoru na Monte Cassino, bo to – uwaga – najstarszy i najdostojniejszy klasztor Europy Zachodniej. Tam wieki wcześniej zagnieździli się benedyktyni od św. Benedykta z Nursji, pierwsze i długo jedyne zgromadzenie zakonne Zachodu. Następni będą dopiero cystersi, biali mnisi wielkiej reformy Kościoła. W 1146 roku najgłówniejszy cysters w historii Bernard z Clairvaux ogłosił drugą wyprawę krzyżową… Nie ma powodów myśleć, że była to dobra sprawa.

Natomiast nie ma najmniejszych wątpliwości, że sprawa, za którą bili się polscy żołnierze w kampanii włoskiej, była dobra. Dzielni skądinąd obrońcy Monte Cassino i zrujnowanego przez bezmyślny dywanowy nalot aliantów klasztoru, otumanieni przez hitleryzm młodzieńcy walczyli za zwycięstwo makabrycznego barbarzyństwa.Niestety na końcu była gorycz polskiej klęski.

Reklama
Reklama

Polskę zalali Sowieci, a bohaterów spod Monte Cassino nie zaproszono na defiladę zwycięstwa w Londynie. Losy Polaków znalazły się na długiej, ciemniej drodze, której kres zobaczyliśmy całkiem niedawno. Mam nadzieję, że nigdy, ale to nigdy, nie rozstaniemy się z pamięcią o Monte Cassino. Bo to jest zwycięstwo zwyczajnych ludzi. A człowiek to brzmi dumnie.

[i]Jarosław Krawczyk redaktor naczelny „Mówią wieki”[/i]

W zasadzie nie ma tutaj miejsca na pióro felietonisty, które lubi (taki to gatunek) żart, paradoks, puentę. Toteż chcę poruszyć tylko jeden temat – jacy to ludzie byli po obu stronach?

Tam na górze były oddziały młodych, fanatycznie zdesperowanych zawodowców, z definicji „nienormalnych”, wilków wojny. Na dole zaś ludzie o bardzo różnych datach urodzenia i biografiach, bywało, że panowie z brzuszkami, którzy per fas darli się pod tę krwawą górę. W niczym nie ujmuje im to heroizmu – przeciwnie, dodaje. Po czterdziestce pewne rzeczy są trudniejsze, zwłaszcza bohaterstwo.

Reklama
Historia
Pamiątki Pierwszego Narodu wracają do Kanady. Papież Leon XIV zakończył podróż Franciszka
Historia
Wielkie Muzeum Egipskie otwarte dla zwiedzających. Po 20 latach budowy
Historia
Kongres Przyszłości Narodowej
Historia
Prawdziwa historia agentki Krystyny Skarbek. Nie była polską agentką
Materiał Promocyjny
Manager w erze AI – strategia, narzędzia, kompetencje AI
Historia
Niezależne Zrzeszenie Studentów świętuje 45. rocznicę powstania
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama