W strategicznych miejscach wznoszono barykady blokujące przejazd niemieckim czołgom i pojazdom, a przy okazji dające solidną ochronę obrońcom. Budynki wokół barykad oraz w newralgicznych miejscach obrony zamieniono w punkty umocnione. W ścianach pomiędzy pokojami wybijano przejścia ułatwiające poruszanie się wewnątrz budynków, w piwnicach zaś tunele, którymi można było ewakuować rannych i zagrożone załogi.
Ulice poprzecinały też rowy łącznikowe służące do bezpiecznego pokonywania otwartych przestrzeni pomiędzy zabudowaniami. Już pierwsze dni walk uświadomiły dowództwu niemieckiemu, iż zdławienie powstania nie będzie możliwe bez wysłania dodatkowych oddziałów saperów, artylerii i dział szturmowych.
Podczas starć o główne arterie miasta obie strony na bieżąco udoskonalały taktykę walki. Początkowo Niemcy atakowali barykady, wyraźnie lekceważąc źle uzbrojonych powstańców. Był to błąd. Pojazdy pancerne wsparte niewielką ilością piechoty padały łupem polskich sekcji przeciwpancernych uzbrojonych w butelki z benzyną i granaty.
W odpowiedzi Niemcy tworzyli specjalne grupy szturmowe składające się z piechoty wspartej szybkostrzelnymi działkami przeciwlotniczymi oraz sekcjami saperów wyposażonych w miotacze płomieni, wiązki granatów i ładunki wybuchowe.
Niewielka ilość granatników ppanc. (brytyjskie PIATp, niemieckie panzerfausty) po stronie polskiej powodowała, iż niemieckie wozy bojowe ustawiały się najczęściej 30 – 40 m od pozycji powstańczych, będąc poza zasięgiem rzutu butelką bądź granatem. Z kolei Polacy dążyli do oderwania niemieckiej piechoty od pojazdów pancernych krzyżowym ogniem snajperów albo ostrzałem broni maszynowej, co zwiększało szansę na podejście z flanek do wrogich wozów bojowych.