Zapomniani bohaterowie szkolnego strajku

25 lat temu jako uczniowie bronili krzyża przed władzami komunistycznymi, dziś mówią, że są gotowi znów stanąć w jego obronie

Publikacja: 27.11.2009 03:44

Zbigniew Żesławski, uczestnik strajku

Zbigniew Żesławski, uczestnik strajku

Foto: Fotorzepa, MW Michał Walczak

W 1984 roku 200 uczniów Zespołu Szkół Zawodowych im. Staszica we Włoszczowie koło Kielc się zbuntowało. Przez ponad dwa tygodnie młodzi ludzie, wsparci przez księży Marka Łabudę i Andrzeja Wilczyńskiego, okupowali budynek szkoły, domagając się przywrócenia krzyży.

– Dzisiaj zrobiłbym to samo. Jeżeli będzie trzeba, stanę w obronie krzyża – zapowiada Karol Walczak, wówczas 17-letni uczestnik szkolnego strajku. Jest zbulwersowany niedawną decyzją Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu, który nakazał usunięcie krzyży z jednej z włoskich szkół.[wyimek]Kiedy uczniowie wrócili do szkoły, okazało się, że dyrektor Lis nakazał ponownie ściągnąć krzyże - Zbigniew Żesławski, uczestnik strajku[/wyimek]

– Jestem poruszona. To, co dawniej robili komuniści, teraz robią tzw. europejscy obrońcy praw człowieka – mówi Alicja Groszek, w 1984 roku szefowa szkolnego samorządu.

– Nie żałowałem i nie żałuję tego, co zrobiłem – zapewnia Kazimierz Ostrowski, jeden z niewielu nauczycieli, którzy poparli protest, dziś na emeryturze. – A jeżeli będzie trzeba, pójdę bronić krzyża.

Na początku grudnia uczestnicy strajku spotkają się we Włoszczowie, po raz pierwszy od 25 lat, na skromnej uroczystości.

– Bylibyśmy zaszczyceni, gdyby pan prezydent Lech Kaczyński do nas przyjechał. Przecież w Święto Niepodległości tak pięknie mówił, że nikt nie pozwoli w Polsce krzyży usunąć – przypomina Alicja Groszek.

Na razie Kancelaria Prezydenta „nie może potwierdzić osobistego uczestnictwa pana prezydenta w uroczystościach” – usłyszała „Rz”.

Krzyże we wszystkich salach dwóch włoszczowskich szkół: Liceum Ogólnokształcącego i Zespołu Szkół Zawodowych im. Staszica, powieszono w październiku 1981 roku z inicjatywy proboszcza ks. Krzysztofa Biernackiego.

[srodtytul]Dyrektor: szkołą rządzi partia, nie Bóg[/srodtytul]

Latem 1984 r. dyrektorem zespołu szkół został Julian Lis, były sekretarz ds. propagandy PZPR w pobliskim Miechowie. Nakazał usunąć z budynku i zniszczyć chrześcijańskie symbole. – Mówił, że „szkołą rządzi partia, a nie jakiś tam Bóg” – wspomina jeden z nauczycieli.

Lis miał jednak groźnego przeciwnika. W tym samym czasie do Włoszczowy trafił ksiądz Marek Łabuda. Młody kapłan szybko podbił serca uczniów.

– Bardzo oryginalny, nosił fryzurę blond afro, pięknie śpiewał i grał na gitarze – opowiada Zbigniew Żesławski, wówczas działacz podziemnej „Solidarności”, dziś przedsiębiorca.

– Miałem 17 lat. Mogłem iść na dyskotekę, na randkę z dziewczyną, a wolałem iść do ks. Marka porozmawiać o życiu. To był ksiądz przyjaciel – dodaje Karol Walczak.

Ks. Łabuda na katechezach opowiadał o zamordowanym ks. Jerzym Popiełuszce. Z Warszawy przywiózł nagrania z jego kazaniami, mówił o prawach człowieka, o tym, że Polska może być niepodległa i wolna.

Delegacja wszystkich klas Zespołu Szkół Zawodowych napisała petycję do dyrekcji, domagając się przywrócenia krzyży. Pod wnioskiem nie podpisało się tylko dwóch uczniów. Dyrektor Julian Lis odmówił. Wtedy młodzi ludzie zaczęli przygotowania do ponownego powieszenia krzyży w szkole. – Funkcjonariusze SB zabierali mnie z lekcji na przesłuchania. Mówili, że wiedzą, co się święci, i podpytywali, czy inspirują nas do tego księża – wspomina Alicja Groszek.

30 listopada 1984 r. ks. proboszcz Krzysztof Biernacki odprawił uroczystą mszę, podczas której w obecności tłumu młodych ludzi poświęcił krzyże. – Ponieważ w sobotę były lekcje, młodzież przyszła trochę wcześniej. Kiedy otworzono szkołę, w niemal wszystkich klasach powieszono krzyże. Na niedzielę uczniowie rozjechali się do domów. Kiedy w poniedziałek 3 grudnia wrócili do szkoły, okazało się, że Lis nakazał ponownie je ściągnąć – wspomina Żesławski.

W 1984 r. w Zespole Szkół we Włoszczowie było ok. 900 uczniów. W proteście przeciwko ponownemu zdjęciu krzyży ok. 200 odmówiło wejścia do klas. Dyrekcja nie zgodziła się na powrót krzyży. Do szkoły przyjechały lokalne władze partyjne i wicewojewoda Wojciech Nosek. – To on przyczynił się do wybuchu strajku. Zaczął obrażać uczniów. Nazwał ich cielętami, a szkołę cielętnikiem – opowiada Kazimierz Ostrowski.

[srodtytul]Zabarykadowani[/srodtytul]

W pewnym momencie – jak wspominają dawni uczniowie – któryś z komunistycznych aparatczyków miał powiedzieć, że proboszcz Biernacki nie popiera zawieszenia krzyży w szkole. – Byłem wtedy na plebanii. Nagle z taką wiadomością przybiegły dziewczęta ze szkoły, w kapciach i fartuszkach, choć to był grudzień i mróz. Ksiądz Biernacki oznajmił, że wobec tak perfidnego kłamstwa jedzie wyjaśnić sytuację. Wziął ze sobą ks. Łabudę i ks. Wilczyńskiego i pojechali do szkoły – wspomina Żesławski.

Duchowni nie dogadali się z władzami. Uczniowie ogłosili więc, że rozpoczynają strajk okupacyjny i poprosili kapelanów o wsparcie. Z blisko 200 zabarykadowanymi w szkole uczniami zostali ks. Łabuda i ks. Wilczyński. A lokalne władze ogłosiły, że szkoła jest zamknięta.

– Przez otwarte okno na pierwszym piętrze ludzie wrzucali do szkoły chleb, wciągano siatki z żywnością, koce, odzież – opowiada Michał Orlikowski, wówczas uczeń Staszica.

O strajku ks. Biernacki zawiadomił prymasa oraz ministra spraw wewnętrznych Czesława Kiszczaka i szefa urzędu ds. wyznań Adama Łopatkę. „Dwaj księżą uprawiają wojujący klerykalizm, podsycając fanatyczne emocje części młodzieży” – komentował w Dzienniku Telewizyjnym rzecznik rządu Jerzy Urban.

– Doszły do nas słuchy, że dyrektor Lis namawiał zomowców: „wejdźcie tam i ich spierzcie” – mówi Walczak.

Rodziców protestujących odwiedzali funkcjonariusze Służby Bezpieczeństwa. Straszyli poważnymi problemami, jeśli nie wyprowadzą buntowników ze szkoły.

– Powiedziałam funkcjonariuszom, że w życiu nie poszłabym syna wyprowadzić ze strajku, bo protestuje w słusznej sprawie, i że jestem z niego dumna – wspomina Maria Łabuda, matka ks. Marka.

Po tygodniu okupacji szkoły władze zaplanowały siłowe rozwiązanie problemu. Na przedmieścia Włoszczowy ściągnięto kilka oddziałów ZOMO. Miejscową bezpiekę zasiliło 40 dodatkowych funkcjonariuszy.

– Od zaprzyjaźnionych lekarzy dowiedzieliśmy się, że przygotowano jedno piętro szpitala na przyjęcie rannych, że ZOMO jest gotowe do akcji – dodaje Żesławski.

– Syn powiedział do rodziców i młodzieży, że kto chce, może opuścić szkołę. Żadne dziecko nie wyszło i żaden rodzic nie zabrał swoich dzieci – wspomina Maria Łabuda. Do ataku nie doszło. Strajk zakończył się 16 grudnia 1984 r. Wtedy do protestujących po raz kolejny przyjechał biskup kielecki Mieczysław Jaworski. „Władze stawiają warunki nie do przyjęcia, licząc zapewne na wasze fizyczne i psychiczne wyczerpanie. Opuszczenie przez was szkoły ze względów zdrowotnych i ludzkich nie oznacza, że zostaliście pokonani” – stwierdził.

– Biskup Jaworski powiedział, że wygraliśmy moralnie. Wyszliśmy z krzyżem ze szkoły, a ludzie na ulicy klękali. Łzy się same do oczu cisnęły – mówi Walczak.

[srodtytul]Niczego nie żałuje[/srodtytul]

Kilkudziesięciu uczestników strajku zawieszono w prawach ucznia, kilku nie dopuszczono do egzaminu maturalnego. Nauczyciela Kazimierza Ostrowskiego zwolniono z pracy, ponad 200 osób ukarały kolegia ds. wykroczeń.

Wiosną 1985 r. sąd w Jędrzejowie skazał ks. Łabudę na rok więzienia w zawieszeniu, a ks. Wilczyńskiego na dziesięć miesięcy; obu na 60 tys. zł grzywny.

Kilka miesięcy później ks. Łabuda został w Krakowie brutalnie pobity przez nieznanych sprawców. Dziś ciężko schorowany (podczas pobytu na misji w Afryce zapadł na malarię) mieszka w Domu Księży Emerytów w Kielcach. Ks. Wilczyński zmarł dziesięć lat temu we Francji. Ks. Biernacki zmarł w 1986 r.

Śledztwo w sprawie działań SB i milicji wobec uczestników strajku IPN umorzył w 2007 r., bo „analiza akt operacyjnych nie wykazała, aby podczas trwania strajku doszło do czynów stanowiących przestępstwo popełnione przez funkcjonariuszy ówczesnego państwa komunistycznego”.

Po pytaniach „Rz” odznaczenie uczestników strajku zaczęła rozważać Kancelaria Prezydenta. Jak się dowiedzieliśmy, przygotowuje ona biogramy osób związanych z tym wydarzeniem, m.in. ks. Łabudy.

– Rozmawiałam z synem, niczego nie żałuje. A po orzeczeniu strasburskiego Trybunału powiedział: „Mamo, jeśli trzeba, oddam życie za krzyż” – mówi Maria Łabuda.

W 1984 roku 200 uczniów Zespołu Szkół Zawodowych im. Staszica we Włoszczowie koło Kielc się zbuntowało. Przez ponad dwa tygodnie młodzi ludzie, wsparci przez księży Marka Łabudę i Andrzeja Wilczyńskiego, okupowali budynek szkoły, domagając się przywrócenia krzyży.

– Dzisiaj zrobiłbym to samo. Jeżeli będzie trzeba, stanę w obronie krzyża – zapowiada Karol Walczak, wówczas 17-letni uczestnik szkolnego strajku. Jest zbulwersowany niedawną decyzją Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu, który nakazał usunięcie krzyży z jednej z włoskich szkół.[wyimek]Kiedy uczniowie wrócili do szkoły, okazało się, że dyrektor Lis nakazał ponownie ściągnąć krzyże - Zbigniew Żesławski, uczestnik strajku[/wyimek]

Pozostało 91% artykułu
Historia
Telefony komórkowe - techniczne arcydzieło dla każdego
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Historia
Paweł Łepkowski: Najsympatyczniejszy ze wszystkich świętych
Historia
Mistrzowie narracji historycznej: Hebrajczycy
Historia
Bunt carskich strzelców
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Historia
Wojna zimowa. Walka Dawida z Goliatem