Reklama

Przełamanie wału

Z przełamaniem Wału Pomorskiego wiążę dość osobiste wspomnienie, ale pozwalam sobie na jego publikację, bo wystąpią w nim prawdziwi bohaterowie wydarzeń z 1945 roku.

Aktualizacja: 04.12.2009 16:52 Publikacja: 04.12.2009 14:52

Otóż, gdy wznowiono wydawanie zawieszonego w stanie wojennym „Tygodnika Demokratycznego”, redaktor naczelny, zdeklarowany zwolennik WRON, raczył wygłosić kąśliwą uwagę, abym może przestał „choć na chwilę” pisać o powstaniu warszawskim, a zaczął o LUDOWYM Wojsku Polskim. Przymiotnik „ludowy” podkreślał przy tym z naciskiem i uwielbieniem.

Trzeba pamiętać, że walki 1. Armii (L) WP na Pomorzu cieszyły się w owym czasie wielką estymą w propagandzie, walczył tam bowiem przecież sam „Generał”. Już w wyjątkowo obrzydliwym przemówieniu sejmowym w styczniu 1982 r. płk Przymanowski przymilnie modulował głos, gdy mówił o „młodziutkim poruczniku Jaruzelskim”. Jakoś tak po roku rozmawiałem z dyrektorem finansowym naszego wydawnictwa Romanem Marczewskim, którego syn siedział w „internacie” za „Solidarność”. Okazało się, że przed laty pan Roman też siedział – w łagrze na Kołymie, a po zwolnieniu jechał do Andersa, nie zdążył, trafił nad Okę, a potem przeszedł cały szlak bojowy kościuszkowców przez Lenino, Warszawę, Pomorze i Berlin.

– Panie Maćku – powiedział po usłyszeniu o moich kłopotach z naczelnym – zorganizujemy wieczór wspomnień o przełamaniu Wału Pomorskiego z moimi kolegami kombatantami, a pan niech zada dobre pytania i nagra odpowiedzi. Tak też uczyniłem. W przerwie, jak mi później opowiadał pan Roman, niektórzy pytali go zaniepokojeni, „czy ten młody człowiek chce poznać prawdę?!”. Pan Roman uspokajał.

Potem, przy autoryzacji tonowali swoje odpowiedzi, zwłaszcza na pytania: czy spotkali się z radziecką taktyką zmasowanych uderzeń bez oglądania się na straty własne?; czy na szczególnie niebezpieczne odcinki wysyłano Polaków?; czy zaopatrzenie w sprzęt, żywność i broń było wystarczające?; czy zdobycie Kołobrzegu przypisano Armii Czerwonej? Mimo tonowania i tak z opublikowanej rozmowy wyłonił się obraz zdecydowanie różny od przyjętego oficjalnie.

Cenzura nie odważyła się ingerować w autoryzowane wypowiedzi „towarzyszy kombatantów”, naczelny też nie. Przyglądał mi się tylko uważnie, jakby z niepewnością, kto tu właściwie wyszedł „na wała”.

Reklama
Reklama

[i]Maciej Rosalak, redaktor „Batalii największej z wojen”, dziennikarz „Rzeczpospolitej”[/i]

[mail=m.rosalak@rp.pl]m.rosalak@rp.pl[/mail]

Otóż, gdy wznowiono wydawanie zawieszonego w stanie wojennym „Tygodnika Demokratycznego”, redaktor naczelny, zdeklarowany zwolennik WRON, raczył wygłosić kąśliwą uwagę, abym może przestał „choć na chwilę” pisać o powstaniu warszawskim, a zaczął o LUDOWYM Wojsku Polskim. Przymiotnik „ludowy” podkreślał przy tym z naciskiem i uwielbieniem.

Trzeba pamiętać, że walki 1. Armii (L) WP na Pomorzu cieszyły się w owym czasie wielką estymą w propagandzie, walczył tam bowiem przecież sam „Generał”. Już w wyjątkowo obrzydliwym przemówieniu sejmowym w styczniu 1982 r. płk Przymanowski przymilnie modulował głos, gdy mówił o „młodziutkim poruczniku Jaruzelskim”. Jakoś tak po roku rozmawiałem z dyrektorem finansowym naszego wydawnictwa Romanem Marczewskim, którego syn siedział w „internacie” za „Solidarność”. Okazało się, że przed laty pan Roman też siedział – w łagrze na Kołymie, a po zwolnieniu jechał do Andersa, nie zdążył, trafił nad Okę, a potem przeszedł cały szlak bojowy kościuszkowców przez Lenino, Warszawę, Pomorze i Berlin.

Reklama
Historia
Kongres Przyszłości Narodowej
Materiał Promocyjny
Bank Pekao uczy cyberodporności
Historia
Prawdziwa historia agentki Krystyny Skarbek. Nie była polską agentką
Historia
Niezależne Zrzeszenie Studentów świętuje 45. rocznicę powstania
Historia
Którędy Niemcy prowadzili Żydów na śmierć w Treblince
Materiał Promocyjny
Stacje ładowania dla ciężarówek pilnie potrzebne
Historia
Skarb z austriackiego zamku trafił do Polski
Materiał Promocyjny
Transformacja energetyczna: Były pytania, czas na odpowiedzi
Reklama
Reklama