Świat poznał go po zamachach na Amerykę z 11 września 2001. Wcześniej wiedzieli o nim specjaliści, a jako bezpośrednie zagrożenie dla największego mocarstwa postrzegała tylko niewielka grupa amerykańskich agentów służb specjalnych.
Droga
Do najbardziej spektakularnego ataku na Zachód, niespecjalnie niepokojony, szykował się prawie dwie dekady. Wielką nienawiścią do Stanów Zjednoczonych zapałał w 1982 roku. Wtedy „pozwoliły Izraelczykom napaść na Liban, a pomogła im w tym VI Flota USA. Gdy patrzyłem na zniszczone libańskie wieżowce, przyszło mi do głowy, że powinniśmy odpłacić ciemiężcy pięknym za nadobne i w podobny sposób zniszczyć wieżowce w Ameryce, żeby jej obywatele posmakowali choć trochę tego, co nam zgotowali”. Tak przynajmniej twierdził sam Osama bin Laden, co przywołuje Lawrence Wright w swojej świetnej książce „Wyniosłe wieże. Al-Kaida i atak na Amerykę” (tłum. Agnieszka Wilga; wyd. Czarne). W tamtych czasach jednak jego działania nie miały wiele wspólnego z deklaracjami, pośrednio nawet wyrażał wdzięczność Amerykanom za wsparcie mudżahedinów walczących z Sowietami w Afganistanie. Przeciw USA zwrócił się na dobre, gdy upadł komunizm.
Zdjęcie
1 maja 2011 roku, 16.05 czasu waszyngtońskiego, w Pakistanie zaczął się już 2 maja. Wtedy w Białym Domu w Situation Room (sali dowodzenia), powstało jedno z najważniejszych zdjęć w historii, wykonał je prezydencki fotograf Peter Souza.
Jest na nim prezydent Barack Obama wraz z najbliższymi współpracownikami od spraw bezpieczeństwa. Patrzą na niewidoczny na fotografii ekran, na którym docierają do nich na żywo szczegóły operacji Neptune Spear (Włócznia, czy lepiej - Trójząb Neptuna). W jej wyniku kilkadziesiąt minut (38 lub 40, różnie to potem opisywali uczestnicy) później zginie Osama bin Laden.
Po prawej stronie skupionego Obamy siedzi wiceprezydent Joe Biden, po lewej jeden z dowodzących operacjami specjalnymi generał Marshall B. Webb, jedyny człowiek w mundurze, oraz nerwowo zakrywająca usta dłonią sekretarz stanu Hillary Clinton i sekretarz obrony Robert Gates. Za ich plecami stoi kilku osób z najbliższego otoczenia prezydenta.
Clinton i nie tylko ona mówiła potem, że oczekiwanie na śmierć Bin Ladena to były najbardziej intensywne minuty w jej życiu. To pokazuje, kim był dla Ameryki, a skoro dla Ameryki, to dla połowy świata.
Zginął od strzałów w głowę i pierś w swoim domu w Abbottabadzie, malowniczo położonym pakistańskim kurorcie, 65 kilometrów w linii prostej od stolicy, Islamabadu.
Tropienie
Mało jest śledztw służb specjalnych, które są tak dobrze znane opinii publicznej, jak poszukiwania, które doprowadziły do zabicia Osamy bin Laden. Przypomnę krótko: do Abbottabadu amerykańskich agentów wywiadu już w 2009 roku doprowadził osobisty kurier Bin Ladena (który od dawna unikał korzystania z telefonów satelitarnych i komórkowych), a o jego istnieniu dowiedzieli się podczas przesłuchań więźniów w Guantanamo.
Sprawdzanie, czy w dużej posesji na przedmieściach Abbottabadu, naprawdę mieszka najbardziej poszukiwany człowiek świata, zajęło wiele miesięcy. A posłużono się w nim - wzbudzającą kontrowersje i niejasne, czy niezbędną - fałszywą akcją szczepień przeciwko wirusowemu zapaleniu wątroby typu B. Dzięki niej miano pobrać próbki DNA od mieszkających tam dzieci i porównać z próbką od zmarłej w USA siostry Osamy bin Ladena.
Począek
Al-Kaida, którą dowodził, inspirował i finansował Bin Laden, stała się najważniejszą terrorystyczną organizacją świata. I wzorem dla terroryzmu islamskiego i dżihadyzmu - przeżywających ostatnio gorsze chwile, co może być przejściowe.
Powstała w 1986 roku w pakistańskim Peszawarze, niedaleko granicy z Afganistanem, do którego przemierzały setki bojowników arabskich, by wesprzeć walczących z Sowietami mudżahedinów.
Nabrała kształtów, jak pisał w „Wyniosłych wieżach” Lawrence Wright, podczas spotkania o przyszłości dżihadu, w którym uczestniczyło oprócz Bin Ladena (Saudyjczyka) kilku Egipcjan, Palestyńczyk, iracki Kurd i jeszcze jeden Saudyjczyk.
„Al-Kaida” to po arabsku „baza”, „podstawa”. Na solidnym fundamencie miało powstać nowe islamskie społeczeństwo, nowe, ale naśladujące to sprzed kilkunastu wieków. Al-Kaida jako organizacja bojowa miała zaś spowodować, że świat się zbliży ku Bogu, „a Jego religia zwycięży”. Ten cel był bardzo odległy. Założyciele byli tego świadomi, zwłaszcza, że mieli mało pieniędzy, choć bin Laden miał bardzo bogatego ojca, i brakowało im doświadczonych bojowników. Wszyscy zebrani na spotkaniu od początku wiedzieli, że na przywódcę takiej organizacji nadaje się tylko charyzmatyczny Osama bin Laden.