Czytając biogram Elżbiety Czyżewskiej, trudno nie dostrzec, że początkowo jej życie toczyło się niczym bajka o Kopciuszku. Los nie oszczędzał przyszłej gwiazdy – ojciec zginął na wojnie, a uboga matka, nie radząc sobie z utrzymaniem dwóch córek, oddała Elżbietę do sierocińca. Co prawda, po kilkunastu miesiącach dziewczyna wróciła, ale zbiorową salę domu dziecka zamieniła na ciasną i ciemną suterenę na warszawskiej Tamce, w okolicy dzisiejszego Muzeum Chopina. Czy już wtedy śniła o scenie i księciu z bajki? Na pewno bardzo chciała się wyrwać z tego miejsca. Z pozoru wyglądała niczym „dziewczyna z sąsiedztwa", nie wyróżniała się z tłumu, lecz już wkrótce jej uroda rozkwitła, a na scenie i przed kamerą po prostu przyćmiewała inne aktorki. One zaś bywały zazdrosne, bo Czyżewska szybko z Kopciuszka stała się królową, a reżyserzy – zarówno filmowi, jak i teatralni – koniecznie chcieli mieć ją w obsadzie, oczywiście w głównej roli. Jak to możliwe, że dziewczyna z nędznej sutereny trafiła na salony i podbiła serca polskiej publiczności? Bez wątpienia miała talent, była inteligentna i zdeterminowana. Potrafiła też skupić na sobie uwagę.
Aktorka totalna
Urodziła się w Warszawie 14 kwietnia 1938 r. Ponieważ nie lubiła opowiadać o swoim trudnym dzieciństwie, niewiele wiemy, co działo się z nią zarówno w czasie okupacji, jak i w pierwszych latach po wojnie. Dla niej życie zaczęło się w chwili, gdy zdała do Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej. Szybko ją dostrzeżono – gdy była na trzecim roku studiów Jerzy Markuszewski zaproponował jej współpracę ze Studenckim Teatrem Satyryków (STS). To ona jako pierwsza wykonała piosenkę, która później stała się hymnem lirycznym tego teatru. Ale któż lepiej mógł zaśpiewać „Kochanków z ulicy Kamiennej" – z muzyką Wojciecha Solarza i jakże wymownym tekstem Agnieszki Osieckiej? Przecież tekst dotyczy młodych ludzi z ubogich ulic warszawskiej Pragi – pozbawionych perspektyw i złudzeń. I choć Osiecka napisała: „Aż dnia pewnego biorą pochodnie, w pochód ruszają, brzydcy i głodni. Chcemy Romea – wrzeszczą dziewczyny – my na Kamienną już nie wrócimy...", to piosenka kończy się gorzkimi słowami: „Potem wracają znów na Kamienną". Czyżewska po raz pierwszy wykonała ją w programie „Bal maskowy" w 1958 r. Jej samej udało się wyrwać „z ulicy Kamiennej" – ale za jaką cenę!
Zanim latem 1960 r. ukończyła PWST, wystąpiła w jeszcze trzech programach STS („Uśmiechnięta twarz młodzieży", „Il pensiero ha un grande avvenire" i „Część artystyczna"). 17 września 1960 r. można było ją zobaczyć w telewizyjnym programie „Warszawa da się lubić" wyreżyserowanym przez Konrada Swinarskiego, a przed kamerą towarzyszyli jej m.in. Barbara Rylska, Zofia Mrozowska i Wojciech Pokora. Natomiast w Wigilię tego roku szczęśliwi posiadacze telewizorów mogli ją podziwiać w roli Klary – w adaptacji „Ślubów panieńskich" Fredry. W kolejnych latach wystąpiła w kilkunastu spektaklach telewizyjnych, m.in. „Zemście", „Homerze i Orchidei", „Szklance wody" czy „Wiele hałasu o nic".
W pierwszej połowie lat 60. rzeczywiście była rozchwytywana – w obsadzie chcieli ją mieć reżyserzy teatralni i filmowi. W wywiadzie dla „Filmu" (18/1961), opowiadała: „Otrzymałam dyplom ukończenia PWST i zostałam zaangażowana do Teatru Dramatycznego. Tu, jeszcze w lecie, zagrałam rzeźbiarkę Alicję w sztuce Wydrzyńskiego »Uczta morderców«. Później byłam jedną z czarownic w »Makbecie« [Szekspira] i Ziną w »Czasie młodości« Zorina. Wystąpiłam także w jednoaktówce Zbigniewa Herberta »Drugi pokój«. (...) Gram poza tym w telewizji w cyklicznej audycji »On i Ona«. Moim partnerem jest Bogumił Kobiela". Z Teatrem Dramatycznym była związana aż do swego wyjazdu z Polski. Na tym nie koniec, bo w tym samym czasie zaczęła pojawiać się na kinowym ekranie.
Reżyserzy dostrzegli jej aktorskie możliwości po roli Renaty w „Mężu swojej żony" Stanisława Barei (1960). Czyżewska przebojowo zagrała dziewczynę z prowincji, córkę profesora Trębskiego. Tworzyła drugoplanowy duet z Wiesławem Gołasem w roli boksera Ciapuły. „Filmowe początki określiły ją jako amantkę z instynktem komediowym, ale Czyżewska potrafiła wyzwalać się z przypisanych jej schematów. (...) Ujmowała publiczność połączeniem dynamicznego temperamentu i wrażliwości, mocnego charakteru i romantycznych pragnień" (Krzysztof Demidowicz, „Film" 6/2001). Cykl „matrymonialny" uzupełniły jej świetne występy w „Żonie dla Australijczyka" (1963) i „Małżeństwie z rozsądku" (1966; oba w reżyserii Stanisława Barei).