Nowe fakty w sprawie śmierci żołnierza w 1970 r.

Stanisław Nadratowski zginął w 1970 r. w Szczecinie. "Rz" dotarła do jego kolegi, który ujawnia nieznane fakty

Aktualizacja: 18.12.2010 02:04 Publikacja: 17.12.2010 19:59

Nadratowski (na zdjęciu leży) z kolegami z wojska podczas ćwiczeń

Nadratowski (na zdjęciu leży) z kolegami z wojska podczas ćwiczeń

Foto: ARCHIWUM PRYWATNE RODZINY NADRATOWSKICH

Młody żołnierz Stanisław Nadratowski w grudniu 1970 r. został wysłany do zabezpieczania miasta podczas protestów w Szczecinie.

Jego ciało z przestrzeloną głową znaleziono 19 grudnia późnym wieczorem na podwórku kamienicy przy ulicy Kaszubskiej 63/64. Śledztwo prowadzone przez Wojskową Prokuraturę Garnizonową zostało umorzone w styczniu 1971 r. Prokurator mjr Ryszard Świderski uznał, że szeregowiec postrzelił się przypadkowo, nieostrożnie obchodząc się z bronią.

Do dziś nie zgadza się z tym rodzina żołnierza, która uważa, że został zamordowany za odmowę strzelania do ludzi protestujących na ulicach.

Na jej wniosek okoliczności tej śmierci badał prokurator Zbigniew Kałużny z IPN w Szczecinie. W lutym ubiegłego roku odmówił wszczęcia śledztwa. W uzasadnieniu napisał, że przeprowadził wnikliwą analizę i ocenę protokołów oględzin miejsca zdarzenia, sekcji zwłok i zeznań świadków, które ściągnął z Archwium Wojsk Lądowych w Toruniu. Na tej podstawie uznał, że "Wojskowa Prokuratura Garnizonowa przeprowadziła śledztwo w sposób prawidłowy i rzetelny".

Lektura 52 stron akt budzi wątpliwości, czy śledztwo rzeczywiście zostało przeprowadzone rzetelnie.

Teraz jeden z głównych świadków ujawnił "Rz" informacje, o których nie powiedział prokuratorowi wojskowemu.

[srodtytul]Mówił, że nie będzie strzelał [/srodtytul]

W czwartek 17 grudnia w centrum Szczecina wojsko i milicja otworzyły ogień do demonstrantów. Najwięcej osób zostało zabitych i rannych po spaleniu gmachu KW PZPR, kiedy tłum szturmował położoną w sąsiedztwie Komendę Wojewódzką MO. Milicjanci, strzelając z okien, zabili na placu przed budynkiem 11 mieszkańców, a dalszych 49 poważnie ranili. Wojsko użyło broni w pobliżu budynków Miejskiej Rady Narodowej i Wojewódzkiego Aresztu Śledczego, raniąc w sumie dziesięć osób i jedną zabijając.

Żołnierzom kompanii specjalnej 16. Batalionu Rozpoznawczego, w której służył Nadratowski, wydano karabiny maszynowe, po trzy magazynki z ostrą amunicją i wieczorem rozkazano patrolować ulice w pobliżu kawiarni Sadyba w peryferyjnej dzielnicy Gumieńce. Lokal znajdował się niedaleko jednostki.

19-letni szeregowy Tadeusz Poznański zeznał potem prokuratorowi wojskowemu, że jeszcze przed zamieszkami i ogłoszeniem alarmu w kompanii Nadratowski oświadczył publicznie w koszarach, "do wszystkich żołnierzy na sali, że jak dostanie rozkaz strzelania do cywilów, to nie będzie strzelał w ogóle, a gdy będzie strzelał, to ostatnią kulę zostawi dla siebie".

Po 40 latach Poznański nie potrafił sobie przypomnieć tego zdarzenia. W znajdującej się w aktach, wydanej pośmiertnie, opinii dowódca batalionu napisał, że Nadratowski był żołnierzem zdyscyplinowanym i zrównoważonym, z szacunkiem odnoszącym się do przełożonych, ale zdarzało się, że dyskutował z poleceniami.

[srodtytul]Uważał, że w stoczni zabili mu rodzinę [/srodtytul]

18 grudnia w Stoczni Szczecińskiej im. A. Warskiego rozpoczął się strajk okupacyjny przekształcony później w generalny, do którego przystąpiło ponad 100 przedsiębiorstw. Rankiem stocznia została zablokowana przez wojsko, mimo to z zakładu wyszło około tysiąca stoczniowców. Przeciwko robotnikom skierowano trzy kompanie ZOMO i pułk czołgów. Kwadrans po 8 padły pierwsze strzały. Od rany postrzałowej klatki piersiowej zginął przy odlewni kierowca ze stoczni 22-letni Eugeniusz Błażewicz. Około godziny 9 rano postrzelono w szyję 16-letniego Stefana Stawickiego, ucznia II klasy Zasadniczej Szkoły Budowy Okrętów. Chłopiec zmarł.

Kompanię Nadratowskiego wysłano do centrum ok. godziny 9 – jej zadaniem była ochrona budynków banku PKO w alei Niepodległości i poczty przy ulicy Bogurodzicy. Ośmiu żołnierzy, w tym Nadratowski, blokowało aleję kilkadziesiąt metrów dalej, przy restauracji Kaskada.

Trudno stwierdzić, czy wiedział o ofiarach, zwłaszcza tych w stoczni. Na pewno bał się o ojca i kolegów, którzy pracowali w tym zakładzie, gdzie sam także był zatrudniony przed wcieleniem do wojska.

Jego kolega z tamtego patrolu, do którego dotarła "Rz", twierdzi, że Nadratowski był przekonany o tym, iż w stoczni stało się coś złego. – Stasiu miał cały czas taką jakąś manię, że tam mu wyrżnęli całą rodzinę i dziewczynę; to była jego obsesja – mówi Adam Wiśniewski.

W 1971 r. Wiśniewski powiedział prokuratorowi wojskowemu, że 18 grudnia o godzinie 15.30 żołnierze zostali obrzuceni kamieniami przez tłum ludzi. Z protokołu zeznania: "Został wydany rozkaz przeładowania broni i oddania strzałów w górę. Kto wydał mi rozkaz, nie pamiętam. [...] Nie widziałem Nadratowskiego i nie wiem, czy w tym czasie strzelał. Z późniejszej rozmowy z nim dowiedziałem się, że nie".

– Myśmy nie strzelali do ludzi – podkreśla po latach Wiśniewski. – Od strony baru Extra poleciały kamienie z bruku w naszą stronę, schowaliśmy się za skotami i beerdeemami. Owszem, poszła jedna seria w górę, druga, żeby trochę ludzi ostudzić, i na tym się skończyło. W tłum żeśmy nie strzelali.

Dowódca grupy przed Kaskadą szer. Stanisław Pajdosz zeznał, że "po ataku tłumu wyrostków" dowódca jednostki wydał żołnierzom rozkaz strzelania w górę, ale Nadratowski tego nie zrobił.

Poznański powiedział śledczemu, że Nadratowski nie ładował broni i nie strzelał, "bo w tym czasie stał na bocznej ulicy koło Kaskady, gdzie cywile nie atakowali". Tego zdarzenia też nie mógł sobie po latach przypomnieć.

Po każdym użyciu karabiny były rozładowywane i zabezpieczane; Wiśniewski podkreśla, że oficerowie skrupulatnie to sprawdzali.

[srodtytul]Testament na paczce papierosów? [/srodtytul]

19 grudnia od godz. 4 nad ranem Nadratowski z innymi żołnierzami pełnił służbę w alei Niepodległości przed Kaskadą. Około godz. 18 dostali rozkaz przejścia na ulicę Bogurodzicy i ochrony stojących tam transporterów.

Około godz. 20.30 kapral Leszek Śmiałowicz zarządził przygotowania do kolacji. Zmęczeni Nadratowski, Wiśniewski i Poznański usiedli na murku przed bankiem. Prokurator wojskowy ustalił, że Nadratowski oparł się rękami i głową o wylot lufy, na co zwrócili uwagę oficerowie i ostrzegli, że może się postrzelić. Później to zdarzenie posłużyło śledczemu do udowodnienia tezy, że Nadratowski obchodził się nieostrożnie z bronią.

Wiśniewski temu zaprzecza: – To ja trzymałem głowę opartą na karabinie – wyznaje "Rz". – Byłem porządnie zmęczony i przemarznięty, uwagę zwrócił mi jakiś pułkownik z okularami w złotych oprawkach. Nadratowski nigdy nie opierał się o broń.

Przed kolacją cała trójka poszła za potrzebą na boisko technikum ekonomicznego. – Nadratowski dał mi paczkę sportów, nie chciałem jej wziąć, bo miałem własne papierosy, ale mi wcisnął – opowiada "Rz" Wiśniewski. Na boisku żołnierze się rozstali, Poznański z Wiśniewskim poszli do transportera z radiostacją. – Jeszcze żeśmy na ulicę nie wyszli, już poszły pociski świetlne w górę. Pomyślałem, że Nadratowski strzela, żeby wyczyścić broń, bo nie chce tego robić w koszarach – mówi Wiśniewski.

Koledzy zaczynają się niepokoić, że Nadratowski nie wraca, zaczynają go szukać. – Znalazłem go chyba z Poznańskim, był jeszcze ciepły, miał rozwaloną głowę. Zameldowałem Śmiałowiczowi, on powiedział "o kur..., morda w kubeł". Wtedy wyjąłem paczkę papierosów od Nadratowskiego, a tam było napisane na odwrocie "Do ludzi strzelał nie będę, do aresztu też nie pójdę" – mówi "Rz" Wiśniewski. – Śmiałowicz kazał wyrzucić ją do kanału. Nie zameldowaliśmy dalej, że Nadratowski nie żyje, bo baliśmy się, że oskarżą nas, żeśmy go zabili. Czekaliśmy na rozwój wypadków. Ze strachu nie powiedziałem o tym wszystkim prokuratorowi – przyznaje.

Według akt śledztwa żołnierze zaczęli szukać Nadratowskiego, ale go nie znaleźli. Kompania specjalna wraca do jednostki bez żołnierza uzbrojonego w karabin maszynowy i trzy pełne magazynki. Żołnierze kładą się spać. – Nie zasnąłem mimo zmęczenia, byłem zdenerwowany, czekałem, kiedy przyjadą i nas zamkną – wspomina Wiśniewski. – To był oddział specjalny, mieliśmy obowiązek pilnowania się wzajemnie, inaczej groziła surowa kara.

Według wojskowego śledztwa po powrocie do jednostki Pajdosz melduje o zaginięciu. Razem z przedstawicielami dowództwa wraca na ulicę Bogurodzicy i ok. godz. 23 znajduje ciało. Oględziny rozpoczynają się po północy. Prokuratorzy notują, że w magazynku brakuje dwóch naboi, ale w pobliżu ciała znajdują tylko jedną łuską.

W uzasadnieniu umorzenia śledztwa prokurator mjr Ryszard Świderski napisał, że Nadratowski, idąc "za potrzebą", załadował broń "dla większego bezpieczeństwa", zapomniał o tym i usiadł ze zmęczenia pod murem. "Podobnie jak poprzednio oparł głowę o lufę broni, będąc bardzo zmęczonym i sennym nieuważnie nacisnął na spust".

Do dziś nie wyjaśniono, jak żołnierz w czteropalczastych grubych rękawicach może się przypadkowo postrzelić. W jaki sposób rozpiąć w rękawicach rozporek? Po co Nadratowski miał repetować broń przed załatwieniem potrzeby fizjologicznej, skoro w pobliżu byli jego koledzy i cała kompania? Dlaczego nigdy nie przesłuchano mieszkańców kamienicy przy ulicy Kaszubskiej 63/64, gdzie znaleziono zwłoki?

Wiśniewski nie potrafił tego wyjaśnić. W rozmowie z "Rz" kilkakrotnie podkreślał, że jest przekonany, iż jego kolega popełnił samobójstwo.

IPN, który niedawno badał sprawę, nie dowiedział się tego, co Wiśniewski opowiedział "Rz". Instytut nie mógł bowiem przesłuchiwać świadków, ponieważ nie wszczął śledztwa.

[i]Imię i nazwisko Adama Wiśniewskiego zostały zmienione[/i]

Młody żołnierz Stanisław Nadratowski w grudniu 1970 r. został wysłany do zabezpieczania miasta podczas protestów w Szczecinie.

Jego ciało z przestrzeloną głową znaleziono 19 grudnia późnym wieczorem na podwórku kamienicy przy ulicy Kaszubskiej 63/64. Śledztwo prowadzone przez Wojskową Prokuraturę Garnizonową zostało umorzone w styczniu 1971 r. Prokurator mjr Ryszard Świderski uznał, że szeregowiec postrzelił się przypadkowo, nieostrożnie obchodząc się z bronią.

Pozostało 96% artykułu
Historia
Krzysztof Kowalski: Heroizm zdegradowany
Historia
Cel nadrzędny: przetrwanie narodu
Historia
Zaprzeczał zbrodniom nazistów. Prokurator skierował akt oskarżenia
Historia
Krzysztof Kowalski: Kurz igrzysk paraolimpijskich opadł. Jak w przeszłości traktowano osoby niepełnosprawne
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Historia
Kim byli pierwsi polscy partyzanci?
Materiał Promocyjny
Fundusze Europejskie stawiają na transport intermodalny