W filmie Edyty Stępniewskiej oprócz aktorów wziął też udział Andrzej Kurz, prezes Radiokomitetu w czasie stanu wojennego. Mało kto go dziś pamięta, ale swoim nazwiskiem firmował działania autorów stanu wojennego. Do dziś jest zdania, że spontaniczna akcja protestacyjna aktorów była dowodem ich niedojrzałości.
[wyimek][link=http://www.rp.pl/galeria/9131,1,581674.html]Zobacz fotosy z filmu[/link][/wyimek]
- Aktor jest obywatelem i ja to szanuję - twierdzi. - Ale jeśli aktor chce uprawiać politykę, to po prostu jest głupi. Ośmieszyli się. Wielcy byli zażenowani i nie brali w tym udziału. To halabardnicy narzucali. Całkowicie odmiennego zdania jest Jan Englert, który przypomina, że w środowisku aktorskim panowała wówczas hierarchia.
- Bojkot sam się organizował, bo wszedł w tryby hierarchii - uważa. - Jeżeli ci najważniejsi, liderzy w środowisku, podjęli taką decyzję, to siłą rzeczy szło to lawinowo coraz niżej.
Jednak Andrzej Kurz dodaje, że bardzo szanował tych, którzy sprzeciwiali się bojkotowi z powodów pryncypialnych.