– Pierwszy raz w Wilanowie byłem w połowie roku 1943. Dla młodego chłopaka, który dopiero co opuścił warszawskie getto, to był inny świat – opowiada Stanisław Aronson, niegdyś żołnierz Kedywu AK, pseudonim konspiracyjny Rysiek, obecnie mieszkający w Izraelu. – Wspaniały pałac, obrazy, rzeźby. Patriotyczna, przedwojenna atmosfera. I pan domu hrabia Adam Branicki. Niezwykle elegancki, dystyngowany starszy pan.
[wyimek][b][link=http://www.rp.pl/galeria/153227,1,597483.html]Galeria zdjęć pamiątek po rodzinie Branickich[/link][/b][/wyimek]
Arystokrata już podczas kampanii wrześniowej w części pałacu utworzył szpital polowy, w którym rannymi żołnierzami zajmowała się jego żona Beata i trzy córki. Potem pomagał wojennym uchodźcom i ludziom represjonowanym przez niemieckie władze okupacyjne, a gdy w Generalnym Gubernatorstwie zaczęły się tworzyć zręby konspiracji, zaangażował się we wspieranie podziemia.
Stałymi gośćmi w pałacu w Wilanowie byli tropieni przez gestapo żołnierze AK oraz alianccy oficerowie zbiegli z oflagów. – Francuz i dwóch brytyjskich skoczków. – Branicki był wielkim patriotą. Chociaż, przy jego pozycji i nazwisku, mógł spokojnie przeżyć wojnę, narażał życie. Gdyby Niemcy zorientowali się, że u niego w pałacu siedzi takie towarzystwo, natychmiast by go rozstrzelali – podkreśla Aronson.
Branicki podczas okupacji sprzedawał swoją ziemię i zyski przekazywał na podziemie. Przechowywał broń i pomagał w szmuglowaniu nielegalnej prasy. – Pamiętam, że gdy wracaliśmy z Wilanowa do Warszawy, dawał nam do dyspozycji swój wspaniały powóz, na którego drzwiach znajdowały się herby rodowe. To był naprawdę niesamowity widok – opowiada Stanisław Aronson.