Stara pożółkła fotografia, jakich setki można znaleźć w niemal każdym domu. Jest wiosna albo wczesne lato. Dwie dziewczyny w sukienkach w kwiatki siedzą na łące i uśmiechają się do obiektywu. Między nimi dziecko na kocyku. W tle mężczyzna na rowerze. Do sielankowego obrazu nie pasuje tylko jeden szczegół – młode kobiety mają na ramionach opaski z gwiazdą Dawida.
Zdjęcie upstrzone jest rdzawymi plamkami. – To krople krwi członków rodziny Ulmów i ukrywanych przez nich Żydów. Mój brat Kazik z innymi chłopakami ze wsi pobiegł do ich domu zaraz po tym, gdy zostali zamordowani przez Niemców. Zdjęcie znalazł na podłodze – opowiada Helena Bar, mieszkanka Markowej.
24 marca 1944 r. żandarmi zamordowali w tej miejscowości na Rzeszowszczyźnie 16 osób. Józefa i Wiktorię Ulmów, szóstkę ich małych dzieci i ośmioro członków rodzin Szallów i Goldmanów. Masakra stała się symbolem martyrologii Polaków, którzy ukrywali żydowskich sąsiadów i zapłacili za to najwyższą cenę.
Zdjęcie dotyczy nieznanego do tej pory epizodu z tragicznych losów Ulmów. – Są na nim młode Żydówki z Markowej, którym Józef pomagał się ukryć. M. im. zbudował dla nich w lesie ziemiankę, zapewne dostarczał jedzenie. Działo się to w 1942 roku – opowiada historyk IPN Mateusz Szpytma.
Tożsamość dziewcząt ze zdjęcia nie jest znana. Mieszkańcy wsi pamiętają tylko, że przedstawia dwie córki niejakiej Ryfki. Młodsza nazywała się Fredzia. Starsza była matką siedzącego na kocyku dziecka. W leśnej ziemiance ukrywały się we cztery. Ryfka, jej dwie córki i malutka wnuczka. Mężczyźni z tej rodziny zostali wcześniej zamordowani przez Niemców.