Widziana wyłącznie z perspektywy belgijskich i francuskich okopów Wielka Wojna jawi się absurdalnie niezrozumiale. I rzeczywiście, trudno opisać sens piekła Verdun z czysto zachodniego punktu widzenia, bo mimo stałych modyfikacji planu von Schlieffena niemieckie cele we Francji pozostały aktualne do ostatnich dni wojny – jak najszybciej skończyć walki na froncie zachodnim, by zyskać wolne ręce na Wschodzie.
Nieskalkulowane przez Berlin wejście Brytyjczyków do wojny mocno zmieniło znaczenie wojny błyskawicznej, lecz fiasko nie anulowało niemieckich aspiracji na Wschodzie. Tylko z niewielką pomocą Lenina żart dziejów odwrócił kolejność spełniania niemieckich życzeń, dając im wszystko, czego chcieli, prócz zwycięstwa na froncie zachodnim.
Czym jest właściwie Europa Środkowa, nie wiadomo nawet geograficznie. Pojęcie pojawia się czasem w romantycznej wersji jako nostalgiczne wspomnienie mglistej, wielokulturowej wspólnoty, która poza literaturą naprawdę żadnym wspólnym pojęciem nie była. Tym bardziej warto odnotować setną rocznicę momentu, gdy idea Europy Środkowej realnie się ziściła. I choć istniała tylko przez kilka miesięcy, leczy egzaltowane złudzenia.
Termin wyszedł z Niemiec jako Mitteleuropa, bo to w istocie eufemizm na pruski koncept polityczny, będący stałą konsekwencją problemu zjednoczonych Niemiec. Państwa zbyt potężnego na małą Europę, lecz niezdolnego do zostania globalną potęgą. Potencjał zamorskich rynków i zasobów Rzesza przegrała na starcie kolonialnego wyścigu, tracąc możliwość pozaeuropejskiej ekspansji. Wrodzoną niechęć do żeglowania Niemcy kompensowali sobie gospodarczą kolonizacją słowiańskiego i bałtyckiego sąsiedztwa. Ale za pokojowym zazwyczaj Drang nach Osten szło rasistowskie przekonanie o wyższości Niemiec nad upośledzeniem wschodnich autochtonów, co stało się racją stanu cesarstwa. W doktrynie politycznej Rzeszy Europa Środkowa oznaczała nie więcej niż niezdolną do samodzielnej egzystencji ziemię niczyją między Zachodem i Wschodem. Pogląd bynajmniej nieobcy reszcie świata, bez zastrzeżeń akceptującej rozbiory Polski. Nie było złudzeń, że obszar jest w gestii sąsiednich imperiów, podobnie jak w gestii Francji czy Anglii pozostawały ich podzwrotnikowe dominia.
Do celu brakowało podcięcia glinianych nóg rosyjskiego olbrzyma i powstrzymania interwencji zaniepokojonego Zachodu. Po klęskach wojsk carskich z 1915 r. tylko fiasko planów Schlieffena i Moltkego wstrzymało Niemcy przed przejęciem pełnej inicjatywy na Wschodzie. Jednak trudno nie ulec pokusie, gdy gołąbki same wpadają do gąbki. Po rewolucji w Rosji nie tylko armia uległa dezintegracji, ale też samo istnienie Rosji budziło wątpliwości. Niemcy nigdy nie były bliżej strategicznego celu, zwłaszcza że przerażony Lenin był gotów przyjąć każde warunki pokoju, a jego ludzie rozpuszczali do domów resztki wojsk frontowych.