W czasie II wojny światowej był w dziesięciu gettach i obozach. Jak sam mówi, to, że przeżył, było jak wygrana na loterii. Niemcy zamordowali niemal wszystkich członków jego rodziny. Z Polski wyjechał kilka lat po wojnie. Ponad pół wieku żył w Izraelu, pracował jako ekonomista, bił się w kilku wojnach z Arabami.
Teraz, mając blisko 80 lat, zdecydował się na powrót do starej ojczyzny. – Gdy przyjeżdżam do Polski, cały czas jestem w trasie. Odwiedziłem już kilkadziesiąt miast i miasteczek. Wszędzie przekonuję miejscowe władze, że obecny sposób upamiętnienia Zagłady przez Polskę jest nie tylko nieprawdziwy, ale szkodliwy dla Rzeczypospolitej – mówi "Rz" Adam Aptowicz, który jest jednym z czołowych działaczy Towarzystwa Przyjaźni Izrael – Polska reprezentującego polskich Żydów mieszkających w Izraelu.
Szczególnie w mniejszych miejscowościach tablice upamiętniające Żydów pochodzą jeszcze z PRL. Jako sprawców zbrodni wymienia się na nich "hitlerowców", "faszystów" lub "nazistów". Takie sformułowania to pozostałość po polityce historycznej komunistycznych władz, które nie chciały w złym świetle stawiać "dobrych Niemców" z NRD.
– Faszyści byli we Włoszech i nie byli ludobójcami. Zaledwie niewielki procent niemieckich okupantów należał zaś do NSDAP. Nie wszyscy okupanci byli nazistami, natomiast wszyscy okupanci byli Niemcami. Na tablicach należy więc wprost napisać, że polskich Żydów wymordowali Niemcy – przekonuje Aptowicz.
I podkreśla: – Takie sformułowanie byłoby nie tylko zgodne z prawdą, ale także w interesie Polski. Przybysze z Izraela czy z USA, którzy odwiedzają polskie miasta i czytają na tablicach o "nazistach" czy "faszystach", dochodzą do wniosku, że owi "naziści" rekrutowali się spośród Polaków.