Reklama

Kotliński zaprzecza współpracy z SB

Nowo wybrany łódzki poseł Ruchu Palikota Roman Kotliński zaprzeczył, jakoby miał współpracować z SB i być tajnym współpracownikiem. Podkreślił, że na swoim "żywym przykładzie wykaże, jak patologiczną instytucją jest IPN"

Aktualizacja: 16.10.2011 01:01 Publikacja: 15.10.2011 16:09

Roman Kotliński

Roman Kotliński

Foto: Fotorzepa, Marian Zubrzycki

Według sobotniej "Rzeczpospolitej" Kotliński, jako kleryk Wyższego Seminarium Duchownego we Włocławku, miał zostać pozyskany jako TW "Janusz" i w 1989 r. podpisać zobowiązanie dla SB. Kotliński w swoim oświadczeniu lustracyjnym twierdzi, że nie współpracował z SB.

W rozmowie z PAP nowo wybrany poseł powiedział, że w 1987 lub 1988 roku, jak każdy kleryk w tym czasie, odbył trwającą kwadrans "standardową rozmowę z funkcjonariuszem SB, który wtedy przedstawił się jako milicjant".

Relacjonował, że do rozmowy z młodym człowiekiem, który przedstawił się jako milicjant, doszło podczas jego pobytu w domu w czasie wakacji czy przerwy świątecznej. - Miałem wtedy 19 lat i wcześniej chyba w ogóle z milicjantem nie rozmawiałem. On poprosił mnie na rozmowę na spacer. W trakcie tej krótkiej rozmowy zaczął mi opowiadać rzeczy, o których wiedziałem z seminarium m.in. co mówi jakiś ks. profesor na wykładach, jak się zachowuje, takie plotki z seminarium - powiedział Kotliński.

Jak mówił, nie wiedział, o co chodzi, ale zorientował się, że jest to chyba ktoś z SB, bo "byliśmy przez przełożonych uprzedzani". - Powiedziałem mu, że nie chcę dalej rozmawiać, bo nie mamy o czym. On chciał coś ode mnie wydobyć, ale ja mu nic kompletnie nie powiedziałem - dodał. Przyznał, że "zrobił chyba błąd", bo na prośbę tego człowieka podpisał dokument, że "odbył z nim rozmowę".

Zapewnia, że na tym się sprawa skończyła. - Nigdy więcej z nikim nie rozmawiałem z żadnej Służby Bezpieczeństwa, ani z milicji - powiedział.

Reklama
Reklama

Zaprzeczył, że podpisał zobowiązanie dla Służby Bezpieczeństwa. - Jeśli coś jest, to jest to sfabrykowane - dodał.

Zaznaczył jednocześnie, że cieszy się z nagłośnienia sprawy, bo Ruch Palikota ma w programie likwidację IPN. "I na moim żywym przykładzie wykażę, jak patologiczną instytucją jest IPN" - dodał. Zapowiedział, że w poniedziałek wystąpi na konferencji prasowej.

Według "Rz" w IPN zachowała się szczątkowa dokumentacja jego kontaktów z SB - tzw. teczka personalna. Mimo zniszczenia części dokumentów, można odtworzyć proces werbunkowy. Kotliński podpisał zobowiązanie dla SB o zachowaniu tajemnicy już na pierwszym tzw. rozpoznawczym spotkaniu, 29 marca 1989 roku. Do formalnego pozyskania doszło 27 kwietnia w Kłodawie.

Niespełna rok później, 2 marca 1990 roku, kiedy upadł komunizm i priorytety służb specjalnych się zmieniły, SB nadal nie chciała rezygnować ze współpracy z TW "Januszem". Planowano zmienić jedynie priorytety z inwigilacji Kościoła na osoby świeckie. Współpraca została zakończona wraz z rozwiązaniem SB dwa miesiące później - podała "Rz".

Wyjaśnienia Kotlińskiego tylko częściowo zgadzają się dokumentami zgromadzonymi w IPN. Z raportów funkcjonariusza wynika bowiem, że Kotliński spotkał się z nim więcej niż raz. Do pierwszego spotkania doszło 27 marca w Kłodawie skąd pochodził Kotliński. Nie było to jednak, jak utrzymuje w 1987 roku, kiedy był na pierwszym roku seminarium lecz w 1989, kiedy był klerykiem trzeciego roku. Wtedy to Kotliński napisał odręcznie zobowiązania przechowywane w jego teczce personalnej. Do kolejnego spotkania według dokumentów miało dojść 27 kwietnia 1989. Funkcjonariusz SB odnotował wtedy, że „pracownik spotyka się z t.w. w jego mieszkaniu podczas przerw w nauce (lub innym uzgodnionym miejscu), przejmując rozmowę na per ty". Jak ustaliła „Rz" funkcjonariusz Henryk Marczewski, który miał zwerbować Kotlińskiego po upadku komunizmu skończył szkolę oficerską w Legionowie i przeniósł się do policji. Pracuje w niej do dziś ale odmawia kontaktów z mediami.

Jak powiedział nam duchowny z diecezji włocławskiej proszący o anonimowość nieprawdą jest też, że pod koniec lat 80 funkcjonariusze przeprowadzali standardowe rozmowy z klerykami. – Prawdą jest to co mówi Kotliński, że przełożeni nas uprzedzali, że możemy być indagowani oraz że mamy odmawiać takich rozmów. Większość kleryków tak robiła i informowała o próbach nawiązywania kontaktów przez funkcjonariuszy. Jak widać niestety nie wszyscy – mówi duchowny.

Reklama
Reklama

Jeśli prokurator IPN uzna, że nowo wybrany poseł złożył niezgodne z prawdą oświadczenie lustracyjne, to będzie kierował wniosek do właściwego sądu. Osoba uznana prawomocnie przez sądy za kłamcę lustracyjnego traci pełnioną funkcję publiczną (w tym przypadku mandat poselski) i na okres od 3 do 10 lat nie może sprawować urzędów publicznych i kandydować w wyborach.

44-letni Kotliński to były ksiądz katolicki, redaktor naczelny i właściciel określającego się jako antyklerykalny tygodnika "Fakty i Mity". W 1997 r. pod pseudonimem "Roman Jonasz" opublikował książkę "Byłem księdzem".

Historia
W Kijowie upamiętniono Jerzego Giedroycia
Historia
Pamiątki Pierwszego Narodu wracają do Kanady. Papież Leon XIV zakończył podróż Franciszka
Historia
Wielkie Muzeum Egipskie otwarte dla zwiedzających. Po 20 latach budowy
Historia
Kongres Przyszłości Narodowej
Materiał Promocyjny
Startupy poszukiwane — dołącz do Platform startowych w Polsce Wschodniej i zyskaj nowe możliwości!
Historia
Prawdziwa historia agentki Krystyny Skarbek. Nie była polską agentką
Materiał Promocyjny
Jak rozwiązać problem rosnącej góry ubrań
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama