Światowej sławy polski immunogenetyk, wymieniany wśród kandydatów do Nagrody Nobla, został oskarżony o to, że był agentem komunistycznej bezpieki. IPN ustalił jednak, że w jego miejscowości był jeszcze jeden człowiek o tym samym nazwisku i to on donosił.
83-letni prof. Jan Rapacz jest bardziej znany w USA niż w Polsce. Jego badania pozwoliły na opracowanie nowoczesnych leków antycholesterolowych i technik angioplastycznych. Wiele lat pracował na Uniwersytecie Wisconsin-Madison.
Prof. Rapacz nigdy nie piastował żadnego stanowiska podlegającego lustracji. Kiedy jednak trzy lata temu historyk dr Grzegorz Baziur oskarżył go na łamach „Krakowskiego Rocznika Historii Harcerstwa", że współpracował z komunistyczną bezpieką, profesor zwrócił się do sądu o autolustrację.
Baziur zarzucił Rapaczowi, że „był najbardziej tajemniczą osobą w całej działalności i likwidacji konspiracyjnej myślenickich organizacji harcerskich z lat 1948 – 1949" i że „29 stycznia 1954 r. został zwerbowany w charakterze agenta (przez PUBP w Myślenicach) pod ps. Żurek", a „nagrodą za podpis na zobowiązaniu była pomoc przy uzyskaniu rocznego stypendium naukowego w USA w 1961 r. w zamian za realizację zadań wywiadowczych".
Prokurator z krakowskiego IPN Łukasz Herjan potwierdził „Rz", że będzie występował w sądzie ze stanowiskiem, że prof. Rapacz nie był agentem UB.